Najgorsze dopiero nadejdzie – Robert Małecki

najgorsze dopiero nadejdzie robert małeckiPrzeczytałam wystarczającą ilość peanów na cześć tej książki i pomyślałam, że ja aż tak zachwycona lekturą nie byłam. I nie w tym rzecz, że to debiut. Nie chodzi o rekomendacje znanych pisarzy. Problem tkwi w szczegółach owej książki, które, według mnie, znacząco obniżają jej wartość literacką. 

Z całą pewnością torunianie powinni czuć się dopieszczeni, bo to właśnie Toruń, oprócz intrygi i bohaterów, dostał swoje pięć minut i dobrze je wykorzystuje. Kolejnym bohaterem, który skupi naszą uwagę, to dziennikarz lokalnej gazety, Marek Bener. Facet po dramatycznych przejściach i permanentną traumą, dotykającą zapewne wszystkich tych, których bliscy w zagadkowy sposób zniknęli. Bener należy do takich osób. I, jak na dramat przystało, ciąg krzywd i niewyrównanych rachunków sięga 10 lat wstecz. W międzyczasie nasz bohater wylatuje z gazety, potem w pożarze pewnego domu znaleziony zostaje tajemniczy trup, a to wszystko podlewane jest lokalną polityką miejscowych kacyków, dziwnymi towarzyskimi układami i szemranymi biznesami. Bener tapla się w tym bagnie z racji wykonywanego zawodu i spraw osobistych, gdyż wiele wątków służbowych i prywatnych, zazębia się i przenika.

Taka oto wymyślona intryga, wrzucona do średniej wielkości miejskiej społeczności, gdzie wszyscy wiedzą o wszystkich i nic o nas bez nas, może się podobać. Akcja książki rozpisana jest na kilka dni, pomijam szczątkowe retrospekcje – a proszę, ile się dzieje. Na początku wydaje się, że czytamy powieść kryminalną, w której zagadka i suspens będą szły ramię w ramię. Ale to by była nuda, więc w pakiecie dostajemy sensację – z pożarami, ucieczkami z mieszkań przez okna na piętrach, całonocne tortury, nie licząc skutecznych strzałów z pistoletów, noży wrażanych w brzuch, pościgów strzałów i krwi. I to wszystko z udziałem jednej osoby, która, jak Feniks z popiołów, podnosi się i idzie dalej. Jak na taki Toruń, tych siedem trupów z okładem w przeciągu kilku dni, to jednak o trochę za dużo.

Wyraźnie widać fascynację autora takimi pisarzami jak Coben, Minier i chyba Morrell. Scena tortur od razu nasuwa skojarzenia z Johnem Rambo, sowieckim sadystą i jego akumulatorem. Jak by nie patrzeć i nie czytać, miks kryminału i sensacji mało udany. Wyeksponowanie głównego bohatera i jego wojenek, skutecznie tłamsi postaci drugiego planu, które może i miałyby coś do powiedzenia, ale zdominowane przez Benera, przywalone hałdą trupów i otoczone plejadą lokalnych notabli bez właściwości, rozmywają się i są nijakie. No i koniecznie muzyka, nie Coltrane, czy Vivaldi, ale polski Dżem, bo przecież ta historia zdarzyła się w Polsce. I słaba intryga, albo bohater niezbyt lotny, bo czytelnik dość szybko orientuje się w powiązaniach i kto jest tym złym.

Takie sobie, a nawet bardzo takie sobie.

//

 

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s