„Aortę” można w zasadzie podsumować krótko: bardzo udany i smakowity kryminał. A jeśli zdamy sobie sprawę, że to debiut, tym bardziej będziemy ukontentowani. Bo oto nie tylko dostaniemy do rąk powieść z interesującą intrygą, wyrafinowaną zbrodnią oraz przechodzonych gangsterów z cieszącego się złą sławą Pruszkowa. Przyjdzie nam również zmierzyć się z policjantami, którzy tak bardzo pragną odkupienia swoich grzechów i wykazania się w śledztwie, że zapomną o rodzinie i domu. Na koniec rachunek zysków i strat musi się zgadzać, więc nikomu z bohaterów powieści łatwo nie będzie.
Podwarszawski Pruszków lata gangsterskiej świetności ma już za sobą. Niemniej, jak w każdym polskim mieście, zdarza się zbrodnia, a na celowniku ekipy śledczej jest lokalny półświatek. My będziemy świadkami wyjątkowo brutalnego morderstwa młodej kobiety, w którym jedynym świadkiem jest zszokowany trzyletni chłopczyk. Rusza policyjna dochodzeniowa machina, na czele której staje karnie zesłany z Warszawy do Pruszkowa, Gabriel Byś.
Klaustrofobiczna, małomiasteczkowa atmosfera i ciekawa narracja bohaterów, daje ogląd sytuacji z wielu poziomów. Sporo przewijających się postaci, gdzie jedne trącą myszką i są lekko przerysowane, by nie powiedzieć nie z tego świata. Inne emanują autentycznością, od wzbudzania lęku i obrzydzenia, po współczucie. Amplituda emocji mocno podkręcona, hojnie rozhuśtana przez naprzemienną narrację bohaterów, nietuzinkową galerię przewijających się person tudzież moralny upadek bohaterów, w których jednak chciałoby się dostrzec namiastkę przyzwoitości, czy choćby jej zapowiedź.
Finał „Aorty” niebanalny, jest jednocześnie zapowiedzią kontynuacji. I to jest dobra wiadomość.
Polecam.
//