Tłumaczenie: Jan Kraśko
Nie ma sensu pisać o tym, jak to stęskniona kolejnych przygód Jacka Reachera, pochłaniałam z wypiekami na twarzy kolejne rozdziały najnowszej, 21 książki Lee Childa. Bo nie pochłaniałam. Nie będę też udawać, że te „100 milionów dolarów” jest powieścią dobrą, bo jest to słaba, żeby nie powiedzieć najgorsza powieść z dorobku pisarza. To chyba druga, lub trzecia książka, w której Child wrzuca Reachera w lata 90 ubiegłego wieku, kiedy ten jeszcze był w czynnej służbie. I nie byłoby w tym nic złego, gdyby te nieszczęsne „100 milionów dolarów” trzymało poziom poprzednich książek z serii.
Powieść rozpisana jest na przeszło 400 stron, ale śmiało twierdzę, że tylko połowa jest o czymś. Reszta dzieła to zapychacze, banał, wywody o niczym. W dużym skrócie idzie o to, że po pierwszym zamachu na WTC w 1993 roku, a przed tym z 2001, do Amerykanów dociera, że terroryzm ma się coraz lepiej i zaczyna realnie zagrażać krajowi. A kiedy swoimi kanałami dostają informację, iż jakaś mityczna tajna grupa z Bliskiego Wschodu jest gotowa wydać bez szemrania 100 milionów dolarów za sprzęt, o którym z góry wiadomo, że będzie służył do niecnych celów, zaczyna się akcja. By uatrakcyjnić i uwiarygodnić fabułę, amerykański zespół, złożony z najtęższych głów CIA, FBI i innych służb tajnych przez poufne z Reacherem na czele, lądują w Hamburgu i szukają. Szukają sprzedawców, kupców i wartego 100 milionów dolarów urządzenia. W międzyczasie Reacher dla rozgrzewki rozstawia po kątach kilka nacjonalistycznych niemieckich grup, uprawia namiętny seks i sprawia wrażenie, jakby zapomniał, że jest znakomitym analitykiem i strategiem. Ale głównie to spaceruje, wchodzi i wychodzi z hotelu, ignoruje podsuwane pod nos wskazówki i jest dynamiczny, jak leniwiec na gałęzi.
Słaba książka, której nie ratowało nawet tłumaczenie Kraśki. Dwu-, czasem trzysłowne zdania, strzelane staccato, bez przekonania. Chyba zarówno autor, jak i tłumacz, mieli świadomość, że nie będzie to dzieło ich życia. Można odnieść wrażenie, że to wynajęty przez Childa ghostwriter sprokurował tę książkę. Brak napięcia i tempa, ślamazarność podejmowanych przez bohaterów czynności i słaba umiejętność kojarzenia faktów. Nuda wyziera z każdej stronicy, najtężsi amerykańscy analitycy są jak dzieci we mgle, a my ziewamy na potęgę, myśląc sobie, że to nie tak miało być.
Mnie, zdeklarowanej wyznawczyni Jacka Reachera przykro jest powiedzieć, że to wybitnie słaba powieść.
//