Tłumaczenie: Karolina Drozdowska
Nie czytałam słynnej książki Myttinga „Porąb i spal”, bo jakoś nie przemawia do mnie filozofowanie na temat obróbki drewna. Kiedy więc opadły czytelnicze emocje, trociny i kurz, ogień dokonał reszty a fala zachwytów przeniosła się na kolejną, ale brzmiącą nad wyraz interesująco książkę: „Płyń z tonącymi” – przeczytałam. I powiem, że jest to powieść z tych, której bohaterowie i ich życie wciągają jak podmorskie prądy i chciałoby się poznać ciąg dalszy ich historii.
O czym powieść stanowi, świetnie informuje blub, mnóstwo recenzji oraz wywiadów z pisarzem. Warto jednak napomknąć, że „Płyń z tonącymi”, to udany mariaż powieści kryminalnej, wszak tajemnica goni tajemnicę, sagi rodzinnej w iście norweskim stylu i interesującymi bohaterami z wyjątkowo poplątanymi życiorysami. Przyjdzie nam otrzeć się o wojny światowe, a kilka gatunków drzew będą miały znaczące role do odegrania.
Cóż więc jest takiego w tej książce, że warto po nią sięgnąć? Przede wszystkim tajemnica rodzinna i nieustępliwe dążenie bohatera do jej wyjaśnienia. Skąd się wzięliśmy i kim byli nasi dziadowie, to są sprawy fundamentalne. Dodając zaś do tego tajemniczą śmierć rodziców i milczenie swoich i obcych, musi prowadzić do odkrycia tego, co zostało głęboko pogrzebane. Chęć uporania się ze wstydliwym wojennym „epizodem” jest dla wielu niezagojoną raną. W powieści ten wątek jest jednym z wiodących. A poza tym pięknie opowiedziane, nieobliczalne ze swoją urodą i aurą Szetlandy, prowincjonalna wiejska Norwegia z jej mieszkańcami.
Epicki rozmach, wielowątkowość i dbałość o szczegóły, to znak firmowy tej opowieści. Historia i jej konsekwencje, wyraziści bohaterowie i Europa lat 80 XX wieku. Ale nade wszystko odkrywanie samego siebie, próba uporania się z niewygodnymi faktami i ukojenie, jakie daje odkrycie własnej tożsamości. Czy bohater „Płyń z tonącymi” uporał się z demonami i zwycięsko wyszedł z tego zwarcia? Myślę, że mu się udało, przede wszystkim jako człowiekowi. Dajmy się ponieść tej powieści.
Warto.
//