Tłumaczenie: Przemysław Hejmej
Czytałam kilka książek Findera i stwierdzam, nie jest to autor piszący na równym, dobrym, poziomie. Powiem więcej: rzeczony „Fachowiec” plasuje się w średnich stanach książek zaledwie poprawnych. Powieść reklamowana jako thriller raczej nie spełnia warunków, bo ani napięcia, spektakularnych zwrotów, suspensu oraz mocnych scen w niej nie znajduję.
Zaczyna się obiecująco. Oto dziennikarz, Rick Hoffman, gwiazda popularnego pisma opowiadająca o ludziach ze sfer najwyższych i najbogatszych Bostonu, wylatuje z pracy, narzeczona odchodzi, a on sam ociera się niemal o bezdomność. I kiedy znajdzie się już na dnie, nastąpią trzy zdarzenia, które spowodują zwrot i przewartościowanie wszystkiego, w co do tej pory Rick Hoffman wierzył. Rozpocznie dziennikarskie śledztwo, które sprowadzi na niego śmiertelne niebezpieczeństwo, a na jaw zaczną wychodzić nieciekawe tajemnice establishmentu Bostonu. Inaczej zacznie też postrzegać swojego ojca, zbliży do dziewczyny z lat szkolnych i co niezwykle cenne, przewartościuje swoje poglądy na życie.
„Fachowiec” nie porywa ani akcją, ani odkrywanymi tajemnicami, że o zagadce kryminalnej, prościutkiej do odgadnięcia nie wspomnę. Można machnąć ręką na pewne niedociągnięcia, przecież do dzieła zabiera się amator, bez specjalnego doświadczenia. Z drugiej zaś strony, nasz bohater ma za sobą ponoć udane i zauważone dziennikarskie epizody śledcze. Tak więc, są to raczej amatorskie wyczyny na poziomie wprawek dla domorosłych detektywów. Powieść jawi się bardziej jako zbitka faktów, epizodów, bardziej jako konspekt przyszłej książki, niźli gotowy, rasowy thriller. Marne dialogi, nieciekawi bohaterowie pierwszego i drugiego planu. Można pochylić się nad zasygnalizowaną wszechobecną korupcją, słabymi rodzinnymi relacjami i niespełnionymi miłościami. Ale wówczas zaczniemy się ocierać o tkliwą powieść obyczajową, a nie thriller, który powinien mrozić krew w żyłach, być spójny w każdym jego aspekcie i ciekawić do bólu.
Słabe.
//