Aby zrozumieć zbrodnię o której pisze Jacek Ostrowski, a którą żyła Polska lat 70 XX wieku, trzeba poznać realia tamtego czasu. Pisarz znakomicie wywiązuje się z tego zadania, kreśląc tło smutnego czasu, gdzie półki sklepowe świeciły pustkami, jedyna słuszna partia dumnie kroczyła od planu pięciolatki do kolejnej pięciolatki, a bratnie tajne służby infiltrowały każdy aspekt życia Polski Ludowej.
I w takiej rzeczywistości, 5 czerwca 1970 roku, porwana zostaje płocka lekarz pediatra i ślad po niej ginie na zawsze. Na nic zda się wielomiesięczna, szeroko zakrojona akcja poszukiwawcza. Służby w swoim prymitywizmie i zależnościach partyjnych, skorumpowane i sparaliżowane własną niemocą, poniosą klęskę. Żenujący spektakl niekompetencji i głupoty, bezkarność panoszących się radzieckich agentów, których Polska dostała w spadku po II Wojnie Światowej, przytłacza.
Ale to Zbigniew Pielach, porywacz i morderca, będzie tą osobą, która nas interesuje. Uśpiony agent KGB, niespodziewanie zmobilizowany do działań operacyjnych przez mocodawców, wykona z przyjemnością i furią prymitywnego psychopaty, zlecenie porwania i zamordowania lekarki. Nie uda się znaleźć jakiejkolwiek przesłanki, czy sugestii, która pozwoliłaby choć w części zrozumieć motywy jego postępowania. Mamy tylko klasyczny obraz zaburzonego mordercy, zaślepionego nienawiścią do wszystkich i wszystkiego. Nie mniej interesującą postacią wydaje się też być religijna żona Zbigniewa, Hanna. Przeszło dwie dekady wierna towarzyszka i ofiara jego przemocy, nie potrafi przeciwstawić się jego brutalności. Doskonale wie o jego zbrodniach, w tym tej ostatniej, a jednak godzi się ze wszystkim, zawierzając siebie i ofiary Bogu i od niego oczekując ratunku. Przyznam, że ani fanatyczna religijność Hanny, ani jej psychiczno-religijne uzależnienie od męża-kata, nie czyni z niej w moich oczach, wolnej od odpowiedzialności.
„Ostatnia wizyta” jest udaną rekonstrukcją zbrodni, za którą sprawca nie poniósł odpowiedzialności. Owszem, został skazany za inne przewinienia, ale w myśl polskiego prawa „nie ma ciała, nie ma zbrodni”, tutaj mu pomogło. Jak sam pisarz mówi, to luźna pisarska fantazja, oparta na dokumentach prokuratorskich. Była zbrodnia, był kat i było mnóstwo ludzi, którym się nie chciało. Skala przemocy, ludzkiej bezradności i nienawiści budzi przerażenie.
Świetna.
//