Tłumaczenie: Tomasz S. Gałązka
Co można powiedzieć o prowadzonej przez Amerykę wojnie w Iraku, o czym nie informowałyby media z różnym natężeniem, w zależności od strat własnych, czy wroga? Po ataku na WTC w 2001, prezydent Bush wypowiada wojnę światowemu terroryzmowi, upatrując jego źródeł w Iraku. Tyle wiemy i w zasadzie, nam, zwykłym śmiertelnikom powinno to wystarczyć. Ale Ben Fountain w „Długim marszu w połowie meczu” idzie dalej i z wojennego, jednego z niezliczonych epizodów, w których jedni i drudzy próbują się zabić, robi znakomitą wiwisekcję amerykańskiego społeczeństwa.
Wszyscy wiedzą, że Bóg kocha Amerykę, a Ameryka Boga oraz swoich chłopców broniących ojczyzny. Nie dziwi więc nikogo, że niedobitki oddziału Bravo, solidnie przetrzebione w jednej z krwawych potyczek, w nagrodę za bohaterską walkę, odbywają Zwycięskie Tournee po kraju. Dwa tygodnie wożenia limuzyną, spotkania w Białym Domu, liczne wiece, uściski rąk, ocieranie się o świat ludzi z ogromnymi pieniędzmi i możliwościami oraz bezustanne słowa otuchy i zapewnień, że kraj jest dumny ze swoich bohaterów. Pytanie brzmi, czy owi dzielni chłopcy są równie dumni i zachwyceni, że walczą z irackim wrogiem, giną, zostają kalekami, a ich status społeczny i majątkowy wciąż pozostaje niezmienny. Całość opowiada nam narrator opowieści, dziewiętnastoletni Billy Lynn, który zrządzeniem losu, ląduje w irackim piekle, zostaje głównym bohaterem i teraz odbywa objazd kraju, którego zwieńczeniem będzie mecz amerykańskiego futbolu na stadionie w Dallas.
Autor świetnie poradził sobie z niełatwym wojennym tematem, znakomicie ubrał w literacką formę i doskonale wypunktował amerykańskie społeczeństwo. To Lynn i jego koledzy z drużyny są naszymi oczami i uszami, wsłuchującymi się uważnie w słowa, przemówienia i zachowanie rodaków, jakimi są bombardowani. Sarkazm, brawura, wulgaryzmy i przemożna chęć zwykłej bliskości drugiego człowieka rozczula, bawi i zmusza do refleksji. W ciągu jednej doby wiele dowiemy się o mentalności amerykańskiego społeczeństwa, ledwie skrywanej hipokryzji, taniego blichtru i cwaniactwa. Wróg prawdziwy, czy urojony, na którym można zawsze świetnie zarobić, dochować się bohaterów – zawsze się znajdzie.
Nie bez znaczenia dla tej książki, jest jej tłumaczenie. Powiedzieć, że jest brawurowe, przejmujące i bardzo trafiające do czytelniczej wyobraźni, to wciąż mało. Przeczytajcie, a będziecie wiedzieć, co mam na myśli.
Trzeba.
//