Tłumaczenie: Łukasz Witczak
Po powieść St Aubyna sięgnęłam zachęcona bardzo pozytywnymi opiniami i recenzjami, które poprzedziły premierę książki w Polsce. Wiadomo więc było, że należy smakować zdania, zachwycać się frazami, wisielczym humorem bohatera i znakomitymi dialogami. Oraz rozumieć, że książka ta jest pomocną psychologiczną terapią dla jej twórcy.
„Patrick Melrose” podzielony został na trzy części. I prawdę mówiąc ta pierwsza „Nic takiego”, dziejąca się zaledwie w ciągu kilku godzin, tyle ile trwa nocne przyjęcie, gdzie poznamy wszystkie postaci dramatu z tą najważniejszą Patrickiem Melrose, jest według mnie najlepsza. To w niej wystąpi angielska utytułowana bogata klasa wyższa z rodowodami ginącymi w odmętach historii. Poznamy metody wyrafinowanego psychicznego znęcania się nad innymi, którzy z uśmiechem na ustach godzą się na szykany w imię przynależności do wybrańców. I tutaj wreszcie poznamy pięcioletniego Patricka, którego dramat będzie miał fundamentalny wpływ na jego późniejsze życie.
Część druga „Złe wieści” to zmaganie się Melrose’a z narkotykowym nałogiem. Dwudziestoletni już Patrick przylatuje do Nowego Jorku i w przeciągu kilkudziesięciu godzin doświadczy alternatywnej i powykrzywianej rzeczywistości po używkach. Wyda bajońskie sumy na narkotyki, odwiedzi starych kumpli od kokainy i heroiny oraz zabierze do Anglii urnę z prochami ojca. Przyznam, że akurat ta cześć mnie nieco znudziła. Seanse narkotyczne arystokraty-rentiera, poszukiwania żył do wkłucia się, deliryczne odjazdy i egzystencjalne miazmaty gościa na haju to być może gratka dla koneserów, a może przekombinowana i przegadana cześć, która, moim zdaniem, mogłaby być okrojona o co najmniej połowę.
„Jakaś nadzieja” to trzecia część powieści, w której Patrick Melrose oddaje głos swoim znajomym. Cykliczne rauty i przyjęcia, na których wszyscy oplotkowują wszystkich kończy ostatnie opowiadanie. To ta część miała, według entuzjastycznych recenzji, stanowić ową błyskotliwą satyrę na angielskie wyższe sfery. To z nich St Aubyn tak umiejętnie wyciąga to, co najgorsze. Ale prawdę mówiąc, niczym specjalnym nie zostałam zaskoczona, katharsis nie stwierdzono.
Nie tego spodziewałam się po tej książce, tak reklamowanej i z takimi rekomendacjami. Takich historii podejrzewam, jest bez liku, wszędzie. Tutaj smaczku i pieprzu miały dodać angielskie wyższe sfery.
Nie będę czekać na kolejny tom, zapowiadany na jesień.
//