Tłumaczenie: Magdalena Moltzan-Małkowska
Kłamiemy wszyscy. Dla sportu, dla świętego spokoju innych i swojego, by nie zranić bliskich, bo się boimy. Cóż więc jest takiego intrygującego w „Wielkich kłamstewkach”, o czym moglibyśmy nie wiedzieć, że tak bardzo warto tę powieść przeczytać? Otóż właśnie kłamstwa stają się integralną częścią życia bohaterów, a półprawdy, przemilczenia i pomówienia tworzą klimat, nie oszukujmy się, doskonale znany również z realnego życia.
Przedmieścia Sydney, trzy zaprzyjaźnione kobiety z dziećmi, które znajdą się w jednej przedszkolnej klasie. Wokół tłum rodziców – rozgadany i rozplotkowany, szybko i ze znawstwem tworzący koterie, wysuwający swoich harcowników do zaczepek i pacyfikowania niewygodnych. Ale to nie wszystko, ponieważ Liane Moriarty stosuje nader ciekawą narrację. Oto dowiadujemy się ze szczątkowych zeznań bohaterów przesłuchiwanych przez policję, że zdarzyła się tragedia, ktoś zginął, a policja podejrzewa nawet morderstwo. W miarę lektury kłamstwa i tajemnice zostają nam wprawnie odsłaniane, stopniowo, zupełnie jak przy obieraniu warstw cebuli.
„Wielkie kłamstewka” to świetna powieść, aktualna powieść. Każdy rodzic z łatwością znajdzie tu analogie do własnych doświadczeń z systemem edukacji i z kontaktów z innymi rodzicami. Obserwujemy mechanizmy tworzenia się klik, możemy podziwiać cykl życia plotki i pomówienia i śledzić losy doskonale opisanych bohaterów. „Wielkie kłamstewka” to doskonałe studium i wiwisekcja rodzicielstwa, tego samotnego również, skrywanej przemocy domowej i prozy życia. I wielka tajemnica, kto zginął i kim jest sprawca.
Znakomita historia, rewelacyjnie opowiedziana i trzymająca w napięciu. Urocza galeria bohaterów i nieodzowny suspens, który miło mnie zaskoczył.
Kto czytał, ten wie o czym mówię, a kto nie czytał, zachęcam do lektury.
A teraz czas na serial, którego akcję scenarzyści przenieśli do kalifornijskiego miasteczka Monterey.
//