Szadź – Igor Brejdygant

szadź igor brejdygantZapomnijmy o znakomitym „Paradoksie„. Nie łudźmy się, że Brejdygant popełnił kolejną dobrą powieść kryminalną. Otóż nie popełnił, śmiem twierdzić, że napisał średniej klasy kryminał, w którym upakował wszystko, na co mu tylko fantazja pozwoliła.

Na początek zdradził wszystko co miał do zdradzenia. Sądzę, że to celowy zabieg, ale mnie nie zachwycił. Od początku wiemy, kim jest morderca i co zamierza. Wiemy też, kim jest jego przeciwnik. Jakby mało było morderstw z wyjątkowym okrucieństwem w wykonaniu przebiegłego psychopaty, to jego przeciwniczką będzie policjantka, absolutny geniusz w rozwiązywaniu tej zagadki. Do tego wszystkiego dojdą sprawy rodzinne sięgające kilka dekad wstecz, współczesna polityka, współpraca z obcym wywiadem i Kościołem Katolickim. Narkotyki wysypują się naszym bohaterom z nosów, agenci putinowskiej Rosji bez problemu infiltrują kraj nad Wisłą, kler jak zwykle nienasycony. I w tym wszystkim gubi się wątek kryminalny, zmarginalizowany i nieszczególnie interesujący, mimo że kolejna ofiara jest już wytypowana.

Szczerze mówiąc, jestem wielce rozczarowana. Bo „Szadź” jest nie tylko słabym i nudnym kryminałem, ale twardo stoi ogranymi schematami i kliszami zdartymi do niemożliwości. Nie ma świeżości i pomysłu, bohaterowie bez właściwości, mimo próby nadania „inności” jednemu z nich. Słabe dialogi, kulejąca intryga i pośpieszny finał, bez finezji i polotu.

Słaba.

//

 

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s