Tłumaczenie: Przemysław Hejmej
Jest kilku pisarzy, powiedzmy ścisła piątka, którzy tworząc kryminały oraz thrillery, utrzymują jednakowo wysoki poziom. Do tej wielkiej piątki, stworzonej, rzecz jasna, na mój własny użytek, zaliczam Michaela Connelly’ego. Policyjny procedural wzniósł on na wyżyny tego gatunku, a jego książki charakteryzują się interesującą intrygą kryminalną i dużą wrażliwością na problemy społeczne. No i oczywiście powołanie do życia postaci Harry’ego Boscha, było strzałem w dziesiątkę. Oczywiście, można trafić i na słabszą książkę Connelly’go, ale nie przesadzajmy, jemu wszystkie grzechy odpuszczone. I jeszcze Los Angeles, które dzięki Connelly’mu całkiem dobrze poznajemy i z każdą kolejną powieścią czujemy się jak w dobrze nam znanym miejscu.
No, ale do rzeczy. Harry Bosch, po wielu zawirowaniach służbowych, zbliża się do emerytury, pracując w sekcji Spraw Otwartych i Niewyjaśnionych. Bosch ma nową partnerkę, młodą policjantkę, oboje „docierają” się w trakcie wyjaśniania śmierci meksykańskiego mariachi. Zapewne nie byłoby w śmierci ulicznego grajka nic dziwnego, gdyby nie kula wydobyta z jego ciała. Śledztwo po dwudziestu latach zostaje wznowione ze statusem morderstwa. Ilość pojawiających się faktów i wątków, które gdzieś muszą mieć swoje punkty styczne, rośnie w tempie geometrycznym.Presja przełożonych, konieczność przestrzegania procedur, lub mądre i sprytne ich omijanie, tragiczne fakty wychodzące w trakcie śledztwa i nieodzowna gra polityków, oto intrygująca fabuła „Płonącego pokoju”.
Można trochę pozrzędzić na pewne dłużyzny, słabą rolę Boscha jako ojca i faceta, wciąż poszukującego towarzyszki życia. Ale tym, co ujmuje w „Płonącym pokoju” jest niewątpliwie aspekt społeczny. Tygiel etnograficzny, jakim jest Ameryka i Los Angeles, daje pojęcie o skali zjawiska. Umiejętność poruszania się po miejskiej aglomeracji i w gąszczu prawniczych przepisów może porażać, więc trzeba być jak stary policyjny wyga Harry Bosch, by przetrwać kilka dekad jako detektyw i nie dać się spacyfikować zarówno swoim, jak i obcym.
Niezłe tempo akcji, trzy niezależne wątki, prowadzące do jednej prawdy. Obowiązkowe rozgrywki polityków, procedury i zależności policyjne, które w rezultacie przyniosą nieoczekiwany finał. Mimo takiego zakończenia, pewnych faktów nie chcę przyjąć do wiadomości i czekam na kolejne bosche.
Warto.
//