Drugi tom cyklu „Susza” Tomasza Sekielskiego kontynuuje wątki z części pierwszej: „Zapach suszy„. Refleksje po lekturze obu tomów mam podobne. Ewentualnie mogę zarzucić autorowi, że niczym nowym nie zaskakuje, ciągnie tematy i bohaterów, nie oferując (no prawie) niczego, o czym byśmy nie wiedzieli z tomu pierwszego. Wszak żyjemy w Polsce, na naszych oczach mnóstwo się dzieje, historia kraju zatacza koło, a rewolucje pożerają własne dzieci. A jednak „Smak suszy” wciąga swojskim, śmierdzącym politycznym klimatem, bohaterami, z którymi nawet kieliszka wina nie warto wypić i ludźmi, którzy dla własnej korzyści nie cofną się przed żadną podłością.
W „Smaku suszy” bezpieczna Polska staje się mitem, bo oto dwa bombowe zamachy zbierają krwawe żniwo. Śmierć dziesiątek ludzi, polityczne i dziennikarskie przepychanki o to, jak podać fakty, by zyskać spokój i słupki oglądalności utrzymać na odpowiednim poziomie. Nikt nie jest w stanie wybrnąć z sytuacji, prokuratorzy czynią swoją powinność, mnożą się wielopiętrowe intrygi. Oprócz tego wielki biznes ma się coraz lepiej, do akcji wkraczają morderczy najemnicy zza wschodniej granicy, a alkoholizm prokurator Ossowskiej nie jest jej jedynym problemem.
W ostatnim tomie będą musiały się zgrabnie podomykać liczne wątki, a to chyba łatwe nie będzie. Zwroty akcji i kontrolowany chaos są solą thrillera politycznego i autor sprawnie manewruje kolejnymi wydarzeniami, wykorzystując wiedzę i doświadczenie dziennikarskie. Wciąż wyciąga nowe fakty, ludzi, wydarzenia i końca niespodziankom i fajerwerkom nie widać, a to zaczyna robić się nużące i trochę jednak niewiarygodne.
Kto czytał tom pierwszy, przeczyta też drugi. A w marcu 2018 wszystko się wyda.
//