Lata 80 w PRL to czas wyjątkowo mroczny w historii Polski, a partia, trzymająca się na glinianych nogach postawiła utrzymać władzę za pomocą rozbudowanego aparatu bezpieczeństwa i bojówek ZOMO. Sądzę, że każdy słyszał o historii zakatowania maturzysty, Grzegorza Przemyka przez ZOMO w maju 1983 roku. Natomiast jak doszło do tych dramatycznych w skutkach wydarzeń i co potem robił rząd polski za Jaruzelskiego i Kiszczaka, już niekoniecznie.
W bajkach z dzieciństwa czytaliśmy, że dobro zwycięża, a zło zawsze ponosi karę. Tymczasem życie brutalnie weryfikuje bajkowe ideały i wyraźnie pokazuje, że są zbrodnie, których sprawcy nigdy nie zostali pociągnięci do odpowiedzialności. I tak właśnie dzieje się z historią morderstwa Grzegorza Przemyka. Cezary Łazarewicz wykonał gigantyczną pracę. Przeczytał wielotomowe akta tej sprawy, z wyjątkową delikatnością wypytał żyjących bliskich Przemyka i godną podziwu determinacją odszukał i usiłował nakłonić do rozmów osoby bezpośrednio lub pośrednio związane z zamiataniem pod dywan tego morderstwa.
Dziennikarski zapis zbrodni, której sprawcy nigdy nie zostali ukarani, a władze III RP nie potrafiły dowieść oczywistej winy kilku osób, poraża. Nieprawdopodobna liczba osób, biorąca udział w tuszowaniu, matactwach i oskarżeniach innych, jest wstrząsająco wielka. Zgoda na te oszustwo prokuratorów, sędziów, urzędów skarbowych, zwykłych ludzi, a nawet przyjaciół rodziny Przemyka, budzi autentyczny gniew i też bezradność wobec tak bardzo represyjnego systemu. Cezary Łazarewicz nie bawi się utajnianie osób zamieszanych w tę historię. Wszystkie osoby poznajemy z imienia i nazwiska, adresu zamieszkania i stanu cywilnego. Z góry wiemy, jak ta historia się skończyła, a mimo to wciąż budzi emocje, żal i gniew.
Trzeba.
//