Tłumaczenie: Dariusz Żukowski
Pamiętając znakomicie opowiedzianą historię „Zaginionego miasta Z” Davida Granna, liczyłam na równie dobrą opowieść Prestona. Tym bardziej, że wyprawy archeologiczne w nieprzyjazne i nieznane to zawsze świetny materiał, nierzadko ocierający się o thriller.
Preston opisuje swoją wyprawę z ekipą National Geographic. Udał się do Hondurasu w poszukiwaniu legendarnego Miasta Boga Małp, którego legenda krąży nie tylko wśród tubylców, uznanych archeologów, ale i wszelkiej maści żądnych przygód zwykłych złodziei artefaktów i awanturników. Prawdopodobne miejsce poszukiwanego miasta,znajduje się wśród lasów deszczowych, nietkniętych od setek lat ludzką stopą. A ponieważ jest to wiek XXI, pomysłodawca i sponsor ekspedycji, zaprzęga do eksploracji niedostępnych terenów najnowocześniejszą technologię, podczas gdy ekipa spokojnie czeka na sygnał w hotelowych pokojach, popijając drinki i zażywając kąpieli w basenie. I rzeczywiście, lidar skanujący teren wykrywa dwa potężne stanowiska w wyjątkowo niedostępnym miejscu w dżungli. I tak zaczyna się kilkudniowa wyprawa, która ma dać odpowiedź, na którą świat nauki i Honduras czekają z ciekawością i nadzieją.
Z całą pewnością opis lasu deszczowego, niebezpieczeństw ze strony zwierząt i owadów, jakie czyhają na poszukiwaczy, zaostrza czytelniczy apetyt. Tymczasem Preston w kilku rozdziałach zaledwie opisuje kilkudniowe zmagania w przedzieraniu się przez dżunglę, której ścieżkę wyrąbują najemnicy, biwakowanie i towarzyszący wszystkim strach przed wężami i agresywnymi owadami. Pisząc relację z tej ekspedycji, główny nacisk kładzie na opowieści o watażkach i oszustach, eksplorujących Amerykę Środkową. Niemal połowa książki to zmagania ekipy z pasożytniczą i wyjątkowo agresywną chorobą, jakiej połowa ekipy się nabawiła. Dalej też skupia się na epidemiach, zmianach klimatycznych i co to wszystko oznacza dla naszej cywilizacji. Te wszystkie dygresje, które zajmują 3/4 książki, rozmywają zasadniczy cel, jakim było Miasto Boga Małp. Przynajmniej oczekiwałam, że będzie to książka skupiona na trudach wyprawy i samym celu. Tymczasem okazuje się, że to, co dla mnie było najistotniejsze, zajmuje może 1/4 książki. Akurat nie tego oczekiwałam.
//