Tłumaczenie: Halina Thylwe
Szwecja lat 70 XX wieku, miasto Vasteras i największy zakład metalurgiczny, zatrudniający całe pokolenia. Leif Andersson to najmłodszy członek licznej rodziny robotników. Beniaminek rodziców, późniejszy alkoholik, nieudacznik i ojciec samotnie wychowujący córeczkę. Całość zaś opowiadana jest na tle lewicującego społeczeństwo Szwecji, zafascynowanego radzieckim komunizmem, śniącego o obywatelskiej równości, bezpieczeństwie i tym wszystkim, co, w ich przekonaniu, komunizm niósł w pakiecie.
To autobiograficzna i terapeutyczna dla Asy Linderborg opowieść o jej życiu z ojcem, którego kochała, nienawidziła, by na koniec podjąć wysiłek zrozumienia ich wzajemnych relacji, pogubienia życiowego jednego i skutecznej próby wyrwania się na wolność drugiego. I mimo wszelkich wad i nałogów ojca Asy, to właśnie on wzbudzał we mnie sporo sympatii, może też jakiejś formy litości i zrozumienia, dlaczego tak nieubłaganie dążył do autodestrukcji. Asa, opisując ojca w niemal w ekshibicjonistyczny sposób, wydaje się mi wycofana i zamknięta w sobie, zdystansowana, ale jednak świadoma, jak wielką miłością ją darzył. Biedni, niedomyci i niedożywieni, żyjący na obrzeżach społeczności Vasteras, wspierani przez liczną rodzinę, dobrną do momentu, w którym ich drogi definitywnie się rozejdą.
„Nikt mnie nie ma”, to powieść spokojna, stonowana, ale mimo to pełna emocji. Ciśnie się wiele pytań, na które w książce nie znajdziemy odpowiedzi. Na przykład o rolę matki Asy w tej historii i dlaczego bohaterka rozlicza się w książce tylko z ojcem?
Warto.
//