Tłumaczenie: Grzegorz Ostrowski, Joanna Ostrowska
Nie podoba mi się określenie „ostra, męska proza”, tak jak nie lubię szufladkowania powieści „tylko dla kobiet”. Nie bardzo rozumiem idei takiego podziału, ale jeżeli już, to zdecydowanie wolę tę ostrą, niż wypachnioną, lawendową i łzawą. W każdym razie, kto czytał Dona Winslowa „Z psich pazurów„, czy „Skorumpowanych„, ten wie co mam na myśli. I taki jest właśnie „Sztylet” argentyńskiego pisarza – ostry, nieprzewidywalny, rozgrywający się na najwyższych szczeblach władzy. W tle zaś kartele narkotykowe i wszystko to, co ze sobą niosą. Bonusem jest też miłość, jakiej poddani zostaną bohaterowie, gwałtowna, prowokująca do niezwykłych czynów i jednocześnie niszczycielska.
Bohaterem „Sztyletu” jest weteran walk o Falklandy-Malwiny, tajny agent o pseudonimie Stokroć, którego zadaniem jest ochrona hiszpańskiej prawniczki, rozkręcającej na polecenie szefa biznes w Buenos Aires. Ostra walka o władzę, wszechobecna korupcja i fortuny powstałe z handlu narkotykami, w takim świecie będziemy obracać się przez przeszło 500 stron. Sporo brutalnych scen, trup tu i ówdzie, dosłowne, niemal pornograficzne sceny, niwelowane poprzez wtręty o sztuce. Nie obędzie się też bez retrospekcji, do których często wraca Stokroć, wspominając walkę i gorycz przegranej. W tle zaś Argentyna i Buenos Aires, przeżarte korupcją, uzależnione od narkotyków, zniewolone przez kartele narkotykowe.
„Sztylet” Jorge Fernandeza Diaza nie charakteryzuje się szybką akcją, ale nie jest to absolutnie wadą książki. Stworzony przez pisarza argentyński Rambo, dokładnie i nieubłaganie dąży do wyznaczonego celu. Pozwala na psychologiczną wiwisekcję, gra emocjami, czasami zbyt drobiazgowy, ale zawsze skuteczny. Sporo postaci, dużo wątków i Argentyna jakiej nie znamy i chyba nie chcielibyśmy poznać.
Warto.
//