Tłumaczenie: Maciejka Mazan
Dennis Lehane wielkim pisarzem jest. Ale uczciwie trzeba też powiedzieć, że i tym wielkim zdarzają się wpadki, o czym można przekonać się po przeczytaniu „Pokochać noc”. Bo jak pokochać tę książkę, czy choćby westchnąć z ukontentowaniem, skoro lektura nudna, psychologię postaci znamy na pamięć z dziesiątek innych thrillerów, a intryga kryminalna pozostaje na poziomie, delikatnie mówiąc miernym.
Pierwsza połowa książki, każe zastanowić się, jaki to thriller, skoro ewidentnie czytamy obyczajówkę. Oto Rachel Childs, uznana i pnąca się po szczeblach kariery reporterka znanego amerykańskiego dziennika, przechodzi w trakcie dziennikarskiej relacji na żywo załamanie nerwowe. Potem dochodzi rozwód, agorafobia, desperackie poszukiwanie ojca i kolejna miłość, zakończona małżeńską przysięgą. Autor całkiem sprawnie przeprowadza nas przez meandry upadku i powolnego powrotu do żywych bohaterki. Akcja toczy się nieśpiesznie, powoli przyzwyczajamy się, że będzie to spektakl jednego aktora, aż tu nagle wielkie bum i druga połowa książki nabiera przyspieszenia i akcji z narracją, mogącą chwilami zaciekawić. Do głosu dochodzą postaci drugoplanowe, dialogi stają żywsze, suspens goni suspens. A jednak nawet trup malowniczo uplasowany tu i tam, nie zmienia cukierkowej różowości książki. Bo tak do końca nie wiadomo, co autor chciał nam powiedzieć, czy przekazać, tworząc takich nijakich bohaterów i wikłając ich w naprawdę słabą intrygę.
I tak się oto zdarzyło, że „Pokochać noc”, nie da się pokochać. Słabe, by nie powiedzieć ocierające się o śmieszność sceny akcji, bezbarwni bohaterowie, wyciągani jak króliki z kapelusza drugorzędnego magika. Kompletny brak napięcia, cienkie dialogi, a końcowe sceny bardzo niewiarygodne. Jedna powieść, z której śmiało można by sklecić dwie różne bardzo przeciętne słodkie nowelki.
Rozczarowanie.
//