Pierwszą książkę Lee Childa przeczytałam jakoś w 2003. Był to „Poziom śmierci”, wydany wówczas przez wydawnictwo Isa. Pamiętam mój zachwyt Reacherem i oszałamiająco dobrą fabułę. W tamtych, dość dzikich czasach radosnej przedsiębiorczości i wydawania wszystkiego przez wszystkich, „Poziom śmierci” wyróżniał się pod każdym względem.
Przez te lata zdążyłam przeczytać wszystkie książki Lee Childa, która wydano w Polsce. Dwadzieścia dwa tomy o Jacku Reacherze. W międzyczasie bezwzględny zachwyt zdążył nieco odparować, ale niewątpliwie sentyment do autora i postaci utrzymuje się na wysokim poziomie.
Dlatego z przyjemnością wzięłam dziś udział w spotkaniu autorskim z Lee Childem. O wyznaczonej porze zjawiłam się na miejscu i zajęłam z góry upatrzoną pozycję siedzącą. Child, jak na Brytyjczyka przystało, wykazał się klasą, brytyjskim poczuciem humoru. Gorzej nieco poszło prowadzącemu, Bartoszowi Węglarczykowi, który mówił o wiele za dużo, słabo markując mizerną znajomość twórczości Childa i nie przedstawiając towarzyszącego mu tłumacza.
Ale bilans zdecydowanie na plus. Ze spotkania wyszłam z „Nocną rundą” z autografem, pożegnana uściskiem ręki autora i z ulgą rozstająca się z rejwachem zakupowego molocha; Arkadii.