Tłumaczenie: Emilia Skowrońska
Wyposażona niejako w zdobytą u Jürgena Thorwalda wiedzę o historii medycyny, z przyjemnością sięgnęłam po „Runę” Very Buck. Wszystko po to, aby zagłębić się w klimat XIX-wiecznego Paryża, słynnej kliniki dla obłąkanych La Sarpetriere i korowód lekarzy, postaci historycznych, specjalizujących się w leczeniu, bądź poszukiwaniu skutecznych leków na histerię, obłąkanie i inne neurologiczne przypadłości.
Początek opowiadanej historii daje nadzieję na nowe dla laika informacje o podwalinach psychiatrii. Główny bohater to mózg kobiecy i dziecięcy, oskarżony o histerię, psychozy masturbacyjne i wszystkie okołonerwowe przypadłości, wymykające się ogólnie przyjętej normalności.
Tak więc panowie doktorzy i studenci, w tym postaci historyczne jak doktor Charcot, czy Józef Babiński z upodobaniem uczestniczą w seansach hipnotycznych, którym poddawane są pacjentki kliniki, a zgniatacze jajników, to jedne ze zdobyczy ówczesnej medycyny, chętnie stosowane w owych pokazach. Zaś panaceum na wszelkie histerie kobiet, to usunięcie partii mózgu, by nieszczęsna kobieta przestała być ciężarem dla otoczenia. I w takich klimatach Vera Buck osadziła swoją debiutancką powieść, czyniąc głównymi bohaterami przyszłego doktora Joriego, byłego policjanta, pewne rodzeństwo, niedoszłego księdza i Runę, dziewczynkę, wokół której toczy się ta opowieść.
Co jest w „Runie” fikcją, a co prawdą historyczną, trudno orzec. Z całą pewnością, pojawianie się historycznych lekarskich postaci służy książce i ją uwiarygodnia. Upokarzanie kobiet i sprowadzanie ich do królików doświadczalnych niezaprzeczalnie było faktem. Ostra rywalizacja między lekarzami, bezwzględne i brutalne traktowanie chorych również. Już samo czytanie o lekarskich praktykach boli i wyzwala niemałą frustrację na myśl o tym, jak bardzo źle traktowane były w owym czasie kobiety.
Książka reklamowana jako thriller, raczej tej kategoryzacji nie obroni. Jest to obyczajówka osadzona w historycznych okolicznościach. Tytułowa Runa ma do odegrania jedną z głównych ról, ale to Jori, nieudacznik i tchórz, przechodzący przez 600 stron powieści lekką metamorfozę, jest kołem zamachowym powieści. Sama fabuła stoi dłużyznami, przetykanymi dynamiczniejszymi ustępami.
Można.