Tłumaczenie: Danuta Górska
Castle Rock to fikcyjne miasteczko, w którym Stephen King umieścił fabułę kilku swoich powieści, w tym niniejszej. „Uniesienie” to niewielka objętościowo książeczka, ledwie nowelka na 160 stron, a jednak obudziła czytelniczą nadzieję na opowieść w stylu chociażby znakomitych opowiadań z „Czarnej bezgwiezdnej nocy„. Po przeczytaniu tej powiastki, nadzieja zgasła szybciej, niż jeden z jej bohaterów.
Nie ma sensu opowiadać treści „Uniesienia” i powielać blurba. Ja przestrzegę tych, którzy nastawiają się na starego dobrego Kinga, który zjawiskami paranormalnymi atakuje z każdej kartki powieści, a horror, krew i strach to codzienność. Otóż w tej książeczce takich historii nie będzie. Będzie za to cukierkowo, poprawnie i miłosiernie, w sam raz na bożonarodzeniowe klimaty, gdzie miłość, zrozumienie i ogólna radość zawita chyba na stałe. Będzie też jedno zjawisko nie z tej Ziemi, ale nie zostanie wytłumaczone, Należy przyjąć, że zaistniało, mając fundamentalny wpływ na bohaterów Castle Rock i tyle.
Historyjka jest cienka, jak sam wolumin. Bohaterowie bez właściwości, raczej z tych, o których szybko się zapomina, podobnie jak konserwatywni mieszkańcy miasteczka, zbyt łatwo i szybko przechodzący metamorfozę swoich zachowań. Oczywiście, po przeczytaniu „Uniesienia”, można zastanawiać się nad kondycją psychiczną człowieka, jego umiejętnościami dostosowania się do zaistniałych okoliczności i pogodzenia się z nimi. I tutaj taką przemianę bohatera złożyłabym na karb paranormalnego zjawiska a nie filozoficznego pogodzenia się z nieuniknionym.
Słabe.