Tłumaczenie: Katarzyna Okrasko
Osią „Klątw”, jądrem, wokół którego krążyć będą bohaterowie, stanie się konflikt interesów dwóch najważniejszych postaci tej opowieści. Interesu, sprowadzajego się do jednego istotnego punktu: wygrać swoje ambicje i życie. Oto przystojny, ale słabo wykształcony i prosty chłopak z prowincji oraz jego mentor i szef, ambitny i bezwzględny polityk. Obaj są sobie potrzebni, tyle że zatrudniony młody chłopak, potrzebuje czasu, by zorientować się w grze, jaką prowadzi jego szef.
Początek „Klątw” zapowiada, że będzie się działo i rzeczywiście, jest prawie jak u Hitchcocka. Najpierw jest trzęsienie ziemi, potem kilka wstrząsów wtórnych i niestety, zapada cisza, aż do bardzo słabego końca. Nic to, że narracja prowadzona jest przez kilka osób, w różnym czasie i trzeba się pilnować, by nie zgubić wątku. Nieważne jest, że te kilka postaci, który mają do odegrania ważne role, jawią się jako mdłe, bez polotu i zbyt papierowe, by zapadły w pamięć. Podobnie jak dwaj główni bohaterowie, mający nadawać ton fabule. Obaj nie sprostali. Ani młody Román Sabaté, którego w żaden sposób nie da się darzyć sympatią, ani wykreowany na bezwzględnego polityka, Fernando Rovira, bez ikry i bez pomysłu na siebie. I oczywiście tytułowe klątwy, które są istotne i determinujące życie wielu obywateli, tutaj potraktowane jako rozprawka naukowa, przydługa i słabo skojarzona z książkowymi postaciami.
Po lekturze „Klątw”, uważam, że okładkowe reklamy: Oszałamiająca podróż do sedna nowoczesnej reklamy oraz Wstrząsająca powieść o kulisach świata, w którym wszystkie chwyty są dozwolone, nie oszołomiły mnie, ani mną nie wstrząsnęły. Natomiast rozczarowały mnie bardzo i teraz dobrze się zastanowię na kolejnymi powieściami Claudii Piñeiro.