Tłumaczenie: Jan Jackowicz
Jak mi się ta książka nie podobała. Eksperyment z nową dla mnie, trzytomową serią o Marcusie, w której „Władca ciemności” jest tomem trzecim, okazał się czytelniczą porażką. Okazuje się, że wyrosłam już z klimatów w stylu Dana Browna i kościelni agenci oraz papieskie przepowiednie sprzed wieków nie robią na mnie żadnego wrażenia, nawet jeśli są tylko pretekstem do zawiązania właściwej akcji.
Jak w XXI wieku zrujnować i zdewastować wieczne miasto Rzym, z jego najbardziej rozpoznawalnymi zabytkami? Wystarczy kilkunastogodzinne odcięcie elektryczności, nieustanna ulewa i występujący z brzegów Tyber. W takich okolicznościach przyrody, w nieprzeniknionych ciemnościach, miastem zaczynają rządzić złodzieje i bandyci, psychopaci i wszyscy ci, którzy w tych sprzyjających dla siebie warunkach, będą załatwiać interesy.
Wydawać się może, na pierwszy rzut oka, że intryga, wielokrotne wolty oraz mnogość suspensów, załatwia sprawę i książka powinna się podobać. Ale już drugi rzut oka rozwiewa tę nadzieję, bo żadnej z postaci nie da się polubić, ze słynnym Marcusem na czele, tutaj zagubionym i nudnym. Bohaterowie nie spełniają pokładanych w nich nadziei. Historia nieprawdopodobna, swoją fabułą udająca momentami powieści Kinga, z przekombinowaną ilością postaci. Nie można też zapomnieć o występującym tu najgroźniejszym mordercy, który z marnym skutkiem udaje Hannibala Lectera. Słabo wykreowane postaci policjantów, kościelnych purpuratów i sama intryga, to wszystko zbyt wydumane i nierzeczywiste, w żadnym razie nie powodujące przyśpieszonego bicia serca, by mogło się podobać i intrygować.
Słabe.