Tłumaczenie: Przemysław Hejmej
„Z premedytacją” aspiruje do sensacji, gdzie tempo, trupy i superbohaterowie. Oto główny bohater Nick Heller, prywatny detektyw, w poprzednim życiu zawodowy żołnierz z bogatą kartą tajnych misji, rozwiązuje problemy ludzi majętnych i piastujących ważne państwowe stanowiska. Tym razem w opałach znajdzie się Prezes Sądu Najwyższego USA, którego pewien internetowy portal chce skompromitować. Do akcji wkracza więc Heller, człowiek rozlicznych talentów, oraz jego asystentka i prawa ręka, Dorothy, doskonale odnajduje się w wydobywaniu ukrytych informacji.
Wydawać się może, że temat poruszony w książce, sama intryga oraz doświadczony pisarz powieści kryminalnych, to niemal samograj. Okaże się jednak, że to za mało. Autor rozmienił fabułę na drobne, powodując znużenie i nudę, a nawet irytację. Nie warto wspominać o kolejnych postaciach wprowadzanych do akcji. Są tak nijacy i bez właściwości, że chwilę po skończeniu lektury, ulatują z pamięci. Podobnie sprawa się ma z fabułą. Intryga kryminalna nieźle pomyślana, w końcowej fazie tak zwanego suspensu, psuje całą zabawę. Zbyt wymyślna i nieprawdopodobna, nie przemawia do wyobraźni, a raczej skłania do uśmiechu typu „serio?”, nadmuchany balon, który nawet porządnego huku, po przekłuciu nie wyda.
Wydawało mi się, że podobają mi się powieści Findera. Chyba jednak sporo czasu upłynęło od ostatniej przeczytanej i zapomniałam, że jednak nie wszystkie. I jakby mało było mi Findera, to kilka książek, jakie ostatnio przeczytałam, delikatnie mówiąc, rozczarowały mnie, zła passa trwa.
Słaba.