
Tłumaczenie: Łukasz Praski
„Jak bardzo trzeba się zagubić, żeby pozwolić diabłu wskazać sobie drogę do domu” – to nader akuratny cytat, który będzie wiernym towarzyszem bohaterów w tej powieści. Jej bohater dostaje kilka dni i kilka wcieleń, które pomóc mu mają w odkryciu, kim jest zabójca tytułowej Evelyn Hardcastle. Taki trochę, wyobraźmy sobie, „Dzień świstaka”, albo „Peggy Sue nie wyszła za mąż” w Blackheath House.
Oto stara i bardzo zaniedbana angielska wiejska posiadłość, początek XX wieku. Gospodarze Blackheath House wydają bal maskowy, na który zostają zaproszeni znajomi i przyjaciele gospodarzy. Kim są zjeżdżający do Blackheath goście i dlaczego o 11 wieczorem zginie córka gospodarzy? Te, oraz mnóstwo innych pytań, na które nie znamy jeszcze odpowiedzi, będą się bezustannie pojawiać. A Aiden Bishop, przeżywając od nowa wciąż ten sam dzień i wcielając się za poszczególnych gości, za wszelką cenę będzie musiał albo odkryć, kto zabił Evelyn, lub przeszkodzić w jej zabójstwie.
Myślę, że Aghata Christie byłaby ukontentowana czytając powieść Stuarta Turtona. Oto mamy zamkniętą przestrzeń, w której dziać się będą rzeczy niesłychane. Angielskie wyższe sfery odarte zostają z tajemnic, a jej członkowie jawią się jako brzydcy, malutcy i nikczemni ludzie. Nie zapominajmy też o licznej służbie, która wie wszystko o wszystkich, umiejętnie zdobytą wiedzę przekuwając na swoją korzyść. I to wszystko okraszone nierzadko czarnym humorem, niezliczonymi tajemnicami i prawdą, która potrafi zaskoczyć.
„Siedem śmierci Evelyn Hardcastle” aspiruje do powieści retro, zresztą bardzo udanie, ale też zahacza o powieść grozy, a nawet science fiction. I tutaj przyznam, że te futurystyczne klimaty nie za bardzo przemawiają mi do wyobraźni, ale doskonale komponują się z całością fabuły, więc zbytnio nie marudzę, tym bardziej, że zakończenie bardzo satysfakcjonujące.
Warto.
No popatrz, a dla mnie wręcz odwrotnie – zakończenie wydawało mi się mało przekonujące. Początek sporo obiecywał, ale im dalej w las, tym autor rozpaczliwiej kombinował, i moim skromnym zdaniem posunął się o kilka twistów za daleko. Niemniej, to debiut z niezaprzeczalnym potencjałem.
PolubieniePolubienie
Debiut udany, tym bardziej, że autor sobie i czytelnikom zafundował niezły „dzień świstaka” 🙂 Zakończenie w sam raz, tylko ta nieprzetłumaczalna na konkretny język groza, trochę mnie uwierała.
PolubieniePolubienie
A to już zapewne kwestia gatunkowych preferencji – konstrukcyjnie jest to najprawdopodobniej SF bliskiego zasięgu i jako czytelnik nieco zaznajomiony z tym gatunkiem od początku przewidywałam rozwiązanie, które autor ostatecznie zaserwował. Nie jest ono zbyt oryginalne. A jeśli chodzi ci o rekwizytorium Srebrnej Łzy i Doktora Dżumy, to chyba miało budować nastrój, choć to akurat udało się w mojej ocenie średnio. Chyba najlepszy był rozdział z Bellem, w którym tak naprawdę nic jeszcze nie zostało ani czytelnikowi, ani bohaterowi wyjaśnione.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Zgodzę się, że rozdział Bellem był intrygujący i najbardziej tajemniczy. I rzeczywiście, wątek SF jak i elementy grozy oraz mantrowanie, jak bardzo w Blackheath jest brudno, lepko i wilgotno,mnie lekko nużył.
PolubieniePolubienie
Przeczytałem z zachwytem, to moje klimaty. Fabuła pozostała w głowie na długo po przeczytaniu ostatniego zdania. Zdecydowanie jedna z najlepszych powieści tego roku.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Nie dziwię się, bo zdaje się, że to Twoje ukochane literackie klimaty 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Właśnie czytam, zostało mi około 100 stron. Jestem bardzo ciekawa, jak to autor zakończy 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Też byłam bardzo ciekawa jak to się zakończy i jak autor rozwiąże te tajemnice 🙂
PolubieniePolubienie
No dobrze, już tu jestem:)
Zastanawiałam się nad tą książką, czy warto się nad nią pochylić? Retro mówisz, groza i sf, no nie wiem, nie wydumane to za bardzo?
PolubieniePolubienie
Jak miło Cię widzieć 🙂
Powiem szczerze, że dla mnie trochę wydumane. Zdecydowanie nie jestem fanką grozy i sf 🙂
PolubieniePolubienie
A tak na marginesie: to masz jakiegoś nowego kota? Czy mi się zdaje, że tamten był Sonią? Może to jakiś drażliwy temat?
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Sonia w marcu 2018 roku odeszła, po 12 wspólnych latach. Niewydolność nerek. A to nowy kot – Ryszard 🙂 Zamieszkał ze mną 4 miesiące po śmierci Soni, kilka miesięcy błąkał się po okolicznych podwórkach, dokarmiałam go i w końcu zaprosiłam do domu 🙂
PolubieniePolubienie
Jednym słowem Richi już sporo zadomowiony 🙂
PolubieniePolubienie
O tak, bardzo 🙂 Trochę jeszcze dzikus, potrafi zamachnąć się rączką na mnie lub w powietrzu kłapnąć zębami ( broni się przed moimi czułościami), ale cały czas uczymy się siebie i idzie nam coraz lepiej 🙂
PolubieniePolubienie