
Tłumaczenie: Andrzej Szulc
Co by było, gdyby III Rzesza wygrała II Wojnę Światową? Na to pytanie próbuje odpowiedzieć Robert Harris w książce „Vaterland”. A dokładniej – Niemcy zwyciężyli, opanowali sporą część świata, Hitler żyje i rządzi, a reszta świata stara się ułożyć ze zwycięzcami w miarę poprawne stosunki. Historia alternatywna, po której spodziewałam się odpowiedniego do okoliczności gęstego i mrocznego klimatu, wciągającej intrygi kryminalnej i dobrze wykreowanych postaci.
Kwiecień 1964 roku w Berlinie, jest dla Xaviera Marcha, inspektora Kriminalpolizei, miesiącem wyjątkowo pracowitym. Oto z jeziora wyłowiono zwłoki mężczyzny, którego identyfikacja sprawiała kłopoty, ale inspektor March świetnie sobie poradził. A kiedy już było wiadomo, z czyimi doczesnymi szczątkami ma do czynienia, wkroczyło Gestapo, odbierając mu sprawę. I tak zaczęła się skomplikowana historia grupy ludzi, których zamierzeniem było wygranie życia we własnym kraju, lub w wolnym państwie Zachodu.
„Vaterland mnie rozczarował. Rzeczywistość w hitlerowskim świecie równie dobrze mogłaby się wydarzyć w każdym innym państwie totalitarnym, i, niekoniecznie jako historia alternatywna. Główny bohater jest wyjątkowo nijaki i niewiarygodny, podobnie jak reszta towarzystwa. Oto „dobry” oficer SS, March, który nagle, po 20 latach od zakończenia wojny, odkrywa zbrodnie ludobójstwa swojego narodu i zrobi wszystko, by prawda ujrzała światło dzienne. Młoda, bezpruderyjna i pełna temperamentu amerykańska dziennikarka, która bezproblemowo, wspólnie z Marchem poprowadzi śledztwo. Intryga kryminalna przewidywalna i banalna, niczym nie zaskakuje, wątek miłosny śmieszny, a finał… innego, w tak poprowadzonej fabule, być nie mogło.
Takie sobie.