
Czesław Banach: „Zemsta jest rozkoszą bogów, a ludzi?”. Ludzi przede wszystkim, o czym świetnie wie Jane Doe, socjopatka bez morderczych planów i myśli, na razie. To dzieciństwo Jane uczyniło ją osobą bez empatii, impulsywną, przy tym doskonałą manipulatorką i uroczą osobą, kiedy jest to konieczne dla jej zamiarów.
Jane przyjeżdża z innego kontynentu do USA tylko na 50 dni, by zrealizować swój plan. Plan zaś ma ambitny, mianowicie chce ona poznać pewnego mężczyznę pozwolić mu się zauroczyć z wzajemnością, a potem srogo na nim zemścić. To jej zmarła przyjaciółka, Meg, jest powodem, dla których Jane Doe opracowuje ten plan.
„Dziewczyna zwana Jane Doe” – thriller psychologiczny, niespecjalnie wywołał u mnie dreszcz emocji i większą ciekawość, w kontekście działań bohaterów. Owszem, relacje damsko-męskie zostały silnie wyeksponowane, ale przy tym zbyt łopatologicznie i bez finezji. Podobnie jak pojawiające się postaci, mdłe i bez szczególnych właściwości. Rozczarowujący jest wątek Luke’a, tak bardzo niepasujący do ponoć silnej i zdeterminowanej Jane. Oczekiwałam rzeczywiście wyrafinowanej zemsty, jak na tak przebiegłą i socjopatyczną postać, a to z kolei sprowadziło się jedynie do seksu.
Nie powiem, że jestem zachwycona tą powieścią. To bardzo średnia i bez fajerwerków książka. Przeciętna, jednowymiarowa i z banalnym finałem.