
Oto „Bezwład”, aspirujący do bycia thrillerem, ocierającym się o sensację. Zaczyna się dobrze. W katastrofie lotniczej, w której leciały dwie osoby, ginie jedna z nich, ciało drugiej jest poszukiwane. My od początku wiemy, że poszukiwania drugiej ofiary są bezowocne, ponieważ kobieta przeżyła. Nie dość, że niewiele ucierpiała, to teraz ucieka przed kimś, kto z całą pewnością pragnie jej śmierci. Jednocześnie na scenie pojawia się matka zaginionej Allison Carpenter, Maggie, której trudno przyjąć do wiadomości fakt śmierci córki. I tak oto „Bezwład” staje się spektaklem dwóch kobiet, które naprzemiennie relacjonują ucieczkę jednej, poszukiwania drugiej, niejako przy okazji opowiadające historię swojego życia do momentu, który zastał je w takim, a nie innym punkcie życia.
To, że książkę czyta się szybko, nie znaczy, że jest dobra. Pominę fakt, że schemat goni schemat, a klisza kliszę, bo gdyby było to dobrze rozegrane, to czemu nie, wszak w sensacjach i thrillerach trzeba być mistrzem, by takowych uniknąć. Na plus zapisuję naprzemienną narrację bohaterek, to zawsze się sprawdza i w jakimś sensie przedłuża i wzmacnia finał. Niezłe były sceny w Górach Skalistych i lesie. Powrót do znanego bohaterce życia z motelami i samochodami powoduje, że nic spektakularnego nas już nie czeka. Jakby tego było mało, dobrze zaczynamy orientować się w sprawach, przez które Allison grozi śmierć, w przeciwieństwie do niej samej, która jest wyjątkowo impregnowana na wyraźne sygnały, że coś złego się dzieje.
Obie bohaterki, oprócz tego, że są głównymi postaciami, niczego więcej od siebie nie dają i słabo się znają. Ot, kobiety, matka i córka, które w pewnym momencie oddaliły się od siebie i nie potrafiły przemóc się, by wyjaśnić sobie pewne sprawy. Sztucznie wykreowany rodzinny konflikt, do tego intryga kryminalna słaba, katastrofa lotnicza, a jak by jej nie było, pojawiające się postaci bez właściwości, bez odpowiedniej drapieżności i pazura oraz fakt, że kiedy było się wiele razy pasażerem samolotu, to znaczy umieć już go pilotować. Sieroce wątki – choćby pewien trup w motelu, porzucony i zapomniany, że nie wspomnę o kocie Barneyu, o którym w ostatniej chwili autorka sobie przypomniała. I w telegraficznym skrócie przedstawiany otaczający bohaterki, świat, bez refleksji, psychologizowania i bez pochylania się nad wydarzeniami, które spowodowały prawdziwy bezwład.
Debiut i skucha.
Aha, czyli nie warto zabiegać. Mam co czytać, więc może przy okazji w bibliotece.
PolubieniePolubienie
Słaba, odradzam.
PolubieniePolubienie