
„Ewald i Maj” to pierwszy tom trylogii „Ślady miasta”, w której niezawodny Christensen leniwie snuje opowieść o przeciętnych ludziach w zwykłym Oslo. Rok 1947 jest wyjątkowy dla wielu mieszkańców Fagerborg, jednej z dzielnic Oslo, szczególnie zaś dla lokatorów kamienicy przy ulicy Kirkeveien.
Oto Ewald i Maj Kristoffersen. On pracuje w agencji reklamowej, ona jest gospodynią domową, z oddaniem i wprawą zawiadującą ich małym gospodarstwem oraz opiekującą się ich jedynym siedmioletnim synem Jasperem. Jasper za chwilę pójdzie do I klasy i będzie to nie lada wyzwanie dla wszystkich, którzy będą przebywać w jego towarzystwie. Jasper bowiem jest dzieckiem bardzo wrażliwym, ale jest nadzieja, że kiedyś ta wrażliwość mu minie. Nie można też nie wspomnieć o wdowie po weterynarzu, pani Vik, czy rzeźniku prowadzącym wspólnie z żoną sklep oraz ich synu, Josteinie, rówieśniku Jaspera.
Dwa lata po wojnie ludzie usiłują jak najszybciej wrócić do normalności. Nikomu się nie przelewa, powojenna trauma cieniem kładzie się codzienności. Norwegii jeszcze jest daleko do sytego i zasobnego społeczeństwa i stąd tak duża rola, jaką odgrywał Czerwony Krzyż i Czerwony Półksiężyc w tamtym czasie. Bo powieść tocząca się wolno i jednostajnie, ze sporą dozą melancholii, składa się przede wszystkim z drobnych codziennych zdarzeń, jakie są udziałem bohaterów. A to częste wizyty panów w barze w Bristolu, przymiarka sukienki w salonie Diora, kupno pianina, narodziny nowego członka rodziny, czy powtórne zamążpójście. To wszystko zaś ujęte w krótkie rozdziały zakończone raportem ze spotkań członkiń lokalnego oddziału Czerwonego Krzyża. To wówczas dowiadujemy się, jak dużo jest biedy w Norwegii i jak bardzo ludzie angażują się w pomoc.
„Ślady miasta” niczym wyjątkowym nie zaskakują, ale też nie o to tu chodzi. To opowieść o życiu ludzi zaraz po wojnie, beztroskim dzieciństwie, silnych więzach rodzinnych i sąsiedzkich. To ogromna radość z przedmiotów wówczas luksusowych, jak choćby telefon czy lodówka. To proza codziennego życia, toczącego się w Oslo, ale równie dobrze mogłoby się wydarzyć w każdym miejscu powojennej Europy. I Lars Saabye Christensen, który te powojenne lata stolicy Norwegii i jej mieszkańców, w wyjątkowy sposób opisał.
Z niecierpliwością czekam na tom drugi.
To jest nas dwie, ja również czekam na dalszy ciąg:) Aż dziw, że tak opisana codzienność może przykuwać do książki.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Prawda? Ale przecież Christensen jest mistrzem słowa, że nie wspomnę o Tłumaczce 🙂
PolubieniePolubienie