
Tłumaczenie: Tomasz Wilusz
Jestem świeżo po lekturze najnowszego zbioru czterech opowiadań Stephena Kinga. Jeśli mam być szczera, zachwytu nie było. Porównywanie niektórych opowiadań, ich narracyjny kunszt i intrygę do „Skazanych na Shawshank”, jak czytam na skrzydełku książki, to spore nadużycie. Trzy krótkie opowiadania i jedna nowelka nie sprawiły, że mająca wyzierać z każdej strony groza, horror i zło, w jakiś sposób mnie przestraszyły, czy zaintrygowały.
Z całą pewnością mogę powiedzieć, że bohaterami owych czterech miniopowieści są, a przynajmniej starają się być, dobrzy ludzie. W „Telefonie pana Harrigana” głównym bohaterem i narratorem jest dziesięcioletni chłopiec imieniem Craig, który zaprzyjaźnia się z tytułowym panem Harriganem. Miły i uprzejmy, znakomicie dogadujący się z własnym ojcem, w prezencie ofiaruje Iphone panu Harriganowi i nauczy go z niego korzystać. Nowelka druga: „Życie Chucka”, to trzy rozdziały pewnej historii, opowiedziane w odwróconej kolejności. Najpierw więc jest apokalipsa i zagłada, potem Chuck dorosły, a część ostatnia, Chuck jako dziecko. Tytułowa i zarazem trzecia część, „Jest krew…” to zdaje się mająca być wisienką na tym torcie, historia, a właściwie groźny epizod z życia Holly Gibney, znanej z Outsidera. I część ostatnia, „Szczur”, opowieść o pewnym niespełnionym pisarzu, dobrym i spełnionym mężu i ojcu, uznanym nauczycielu akademickim, którego idee fixe, znajdzie rozwiązanie, pod warunkiem, że pójdzie na pewien układ.
Gdybym miała wybierać tę najlepsza powiastkę, z pewnością byłoby to „Życie Chucka”. Ze znakomitym finałem, obiecującym mnóstwo wrażeń. Odwrócona chronologia zdarzeń, tajemnicze bilboardy, uliczny taniec i zagadka pokoiku na wieżyczce. Miejsce drugie dostaje „Szczur”, za świetnie skomponowaną historię samotności i wymuszonej izolacji niedoszłego pisarza. To w tym opowiadaniu cień tajemnicy i grozy jest wszechobecny, a pole do domysłów szerokie. „Telefon pana Harrigana”, to raczej mało ciekawa historyjka o telefonie, który odegra swoja rolę, nawet zza grobu. A „jest krew…” zainteresowała mnie do połowy, później miałam podobnie tak jak z „Outsiderem„.
Fanom Stephena Kinga polecać nie trzeba. Całej reszcie: można, ale nie trzeba.
Ja z Kinga zdecydowanie preferuję te bardziej obyczajowe (Zielona mila, Dolores Claiborne) czy właśnie nawet nowele, jak Skazani (tu absolutnie ubóstwiam ekranizację, mogłabym ją oglądać bez końca). Czyli za ten zbiór podziękuję bez żalu.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
O tak, „Dolores Claiborne”, to absolutny majstersztyk, że nie wspomnę o „Misery”. W każdym razie ten zbiór rozczarował mnie.
PolubieniePolubione przez 1 osoba