Kwestia ceny – Zygmunt Miłoszewski

Siedem lat temu „Bezcenny” przebojem wdarł się na czytelnicze półki, zachwycając intrygą, tempem akcji i główną bohaterką. Ja również nie oparłam się urokowi powieści, więc „Kwestia ceny” była tylko kwestią czasu. No cóż, sięgnęłam, przeczytałam i doszłam do wniosku, że to zdecydowanie nie jest powieść dla mnie.

O czym najnowsza książka Zygmunta Miłoszewskiego stanowi, blurb wszystko wyjaśnia. Dość powiedzieć, że wraca Zofia Lorentz, dyrektorka Muzeum Narodowego, żona i matka, a także ta, która jest w stanie odszukać niemal wszystko, nawet rzeczy zagubione 100 lat temu. Nim jednak dojdzie do brawurowych wyczynów profesorki Lorentz, poznamy historię Benedykta Czerskiego, którego pasja, zacięcie naukowe i miłość do ginącego ludu Ajnów na Sachalinie, da początek tej historii, bo jak wiadomo wszystko jest kwestią ceny, a uratowanie Ziemi szczególnie.

Będę jedną z tych, którym powieść ta nie przypadła do gustu. Książka sygnowana jako przygodowy thriller, to chyba jednak pomyłka. Przygoda owszem, od Sachalina, poprzez Pireneje, paryskie trotuary, by za chwilę sięgnąć mórz i oceanów. Zofia Lorentz przemierza kontynenty w poszukiwaniu zaginionych dokumentów i nie tylko, po drodze mierząc się z chorobą męża i tęsknotą za córką. Thriller zaś, z definicji powinien wywołać dreszcz niepokoju i emocji, a napięcie i tajemniczość towarzyszyć ma wciąż i nieustannie, a niczego takiego u siebie nie zaobserwowałam. No dobrze, podobał mi się wątek piracki, wielce obiecujący i rzeczywiście spełniający swoje thrillerowe zadanie. Natomiast nie obeszły mnie ekwilibrystyczne wyczyny profesorki Lorentz, co rusz popadającej w kłopoty i wychodzącej z nich niczym Robert Langdon, czy Ethan Hunt. Nużyły uczone elaboraty o biologii i historii, przewijające się wtręty polityczne i wyraźne sympatyzowanie z jednym z liderów partii politycznej.

Po przeczytaniu powieści, wniosek nasuwa się jeden: oto Polska zbawcą świata. Gdzie się nie obrócimy, tam Polacy – naukowcy, najemnicy i zabójcy, wierzący i ateiści, obywatele świata. I tylko śmiertelnie groźne, ale w odpowiednich rękach spełniające swoją służebną rolę bakterie, okazują się być ponad wszelkimi podziałami. Bohaterowie przez ponad 500 stron w akcji, przeżywają katusze z braku seksu, czemu dają bez przerwy wyraz, a siarczyste przekleństwa i wulgaryzmy, wyjątkowo drażnią.

Oczywiście nie da się nie zauważyć ogromnego problemu, z jakim już boryka się ludzkość. Przeludnienie, zmiany klimatyczne i brak systemowych działań, by wyhamować zbliżającą się zagładę świata, jaki znamy. To wszystko prawda i to boli i o tym Zygmunt Miłoszewski opowiada. Jednych przekona, innych nie. Mnie w formie, jaką przedstawił w „Kwestii ceny”, nie.

8 myśli na temat “Kwestia ceny – Zygmunt Miłoszewski

Dodaj komentarz