Stowarzyszenie leworęcznych – Hakan Nesser

Tłumaczenie: Iwona Jędrzejewska

Wydawać się mogło, że skoro sam Hakan Nesser stworzył tę powieść, że doprowadził do spotkania swoich dwóch wybitnych śledczych – Barbarottiego i Van Veeterena, to lepiej być nie może, oraz, że będzie się działo. No i się działo, a właściwie wiało nudą, co wielu określi to jako nieśpieszną akcją, z cudownie rozpisanymi dialogami i dyskretnym humorem nieopuszczającym śledczych. Ba, akcja owa, rozpisana na kilka dekad, mało, że wlecze się niemiłosiernie, że ewidentny błąd policji nikomu specjalnie humoru nie psuje, że mimochodem jedni jadą tam, gdzie się wszystko zaczęło, inni zajmują się pojawiającymi się kolejnymi ofiarami morderstw, to tak naprawdę clou powieści stają się problemy egzystencjalne Van Veeterena i Barbarottiego.

Historia nawet nieźle się zaczyna, oto dwóch dziesięciolatków, naturalnie leworęcznych, zakłada swój własny, tajny klub. Z czasem dołączają do niego inni i tak klub w swojej coraz starszej i modyfikowanej formie trwa, aż do nieszczęsnego pomysłu jego nastoletnich już członków. Pomysł ów w konsekwencji doprowadzi do kilku morderstw, pożaru hotelu i wymuszonego spotkania asów śledczych. I jak to bywa w tak tragicznych okolicznościach, pragnienie zemsty, sama natura zła i cierpienie, dla jednych jest karą, dla innych zaś życiem determinowanym zemstą. Tak też się rzeczywiście dzieje, nie zdradzę również tajemnicy, jeśli powiem, że od początku staje się jasnym, kim jest morderca, mimo że spora ilość wątków, przeszłość sięgająca do lat powojennych, klasztor i podrzucone dziecko, niczego tutaj nie zmienią, oprócz niepotrzebnego zamieszania i dłużyzn.

Już dawno nie czytałam tak długo jednej książki. I albo ja wyrosłam z powieści Hakana Nessera, albo on wyrósł ze mnie. Książka nużąca, z fabułą na tyle smutną i tyloma ofiarami, że niespecjalnie bawiły mnie teksty rzucane przez bohaterów. A beztroska i niczym niezmącony spokój tych, którzy na początku tej historii popełnili tragiczne w skutkach błędy, powinien skłaniać do refleksji i rzeczywiście bardziej intensywnej policyjnej pracy.

I tak się sprawa ma ze „Stowarzyszeniem leworęcznych”.

11 myśli na temat “Stowarzyszenie leworęcznych – Hakan Nesser

  1. Troszkę mniej surowo jednak oceniam, bo kocham styl autora i te rozkminy (w każdym przypadku inne i dla danego protagonisty charakterystyczne) jego bohaterów. Ale z ogólną wymową recenzji trudno się nie zgodzić. Zresztą Nesser już od paru tytułów zalicza zdecydowaną zniżkę formy. Może to kwestia wieku?

    Polubione przez 1 osoba

    1. Powiem tak: nie bawi mnie sielski humor genialnych komisarzy, kiedy w tle tyle ofiar. Książka sprawia wrażenie powołania nowego klubu seniora, w którym jedni już się zadomowili, inni za chwilę przekroczą próg. Było stowarzyszenie leworęcznych, jest stowarzyszenie emerytowanych policjantów i ich żon. Doprawdy, nie tego oczekiwałam 😦

      Polubione przez 2 ludzi

  2. Aż tak źle? Jeszcze nie czytałam, nawet jeszcze nie kupiłam a tu taka skucha. To chyba nie będę się spieszyć. Fakt, że ostatnie książki Nessera nie powalają ale spodziewałam się jakiegoś poziomu. No nic, wypożyczę.

    Polubione przez 1 osoba

      1. No nie spojrzałam łaskawszym okiem, też mnie wynudziła (te dialogi!), morderca od początku znany ale pomijany, nie wiem jaki sens miało poznanie się dwóch VV i GB – traktuję to jako zakończenie poprzednich cyklów i koniec. Masz rację z wyrośnięciem z autora, coś w tym jest.

        Polubione przez 1 osoba

Dodaj komentarz