
Tłumaczenie: Joanna Polachowska
Lubię czytać o silnych kobietach, prawych mężczyznach i genialnych dzieciach. I „Kolory ognia” to obiecują, przynajmniej z okładkowego blurba. Wszak nic tak nie porusza, jak zdrada najbliższych osób, a potem sroga zemsta.
Francja lat dwudziestych i trzydziestych XX wieku. Powoli zaciera się pamięć o koszmarze I wojny światowej. Jedni się bogacą, inni bankrutują, a jeszcze inni klepią biedę. Zwykłe życie. Początek książki to śmierć bogatego bankiera, którego majątek przypada córce i wnukowi. Ale by sytuacja bardziej się skomplikowała, siedmioletni wnuk zmarłego ulega poważnemu wypadkowi w dniu pogrzebu dziadka. I tak rozpoczyna się historia, której znakomita część poświęcona zostanie planowaniu i wprowadzeniu w czyn zemsty na ludziach, którzy w doprowadzili do ruiny finansowej naszą bohaterkę, Madeleine i jej syna.
„Kolory ognia” to Francja i Paryż z okresu międzywojennego. Nie spotkamy tutaj miłych i dających się lubić bohaterów, bo nawet Madeleine, główna postać tej historii nie jest w stanie przekonać mnie do siebie. Tutaj wszyscy knują i kombinują, więc spotkamy oszustów, utrzymanków, szpiegów oraz finansowych i politycznych nieudaczników. Będzie również akcent polski, a jakże. Oto Władysława, zwana Vladi, służąca, za którą szaleją mężczyźni, i która nikomu nie odmawia korzystania ze swoich wdzięków. Jest i pan Dupre, jedna z fajniejszych person, prosty robotnik z zasadami i własnym kodeksem postępowania.
Mimo niezwykle ciekawego okresu, w jakim dzieje się akcja powieści, a więc narodziny faszyzmu, Wielki Kryzys, dojście Hitlera do władzy, to powieść sprowadza się w zasadzie do jednego – zemsty. Niewiarygodna Madeleine, która z nieznającej się na niczym milionerki, przeistacza się w bystrą i inteligentną, żądną zemsty osobę. Wokół bohaterki przewija się tłum ludzi, chytry i bezwzględny, po trupach dążący do wybranego celu. Sporo seksu, mało atmosfery tamtego czasu i niesympatyczni bohaterowie.
„Kolory ognia” rozczarowują. Przerysowane postaci, nie ujął mnie też humor ani styl pisania Lemaitre’a. Sporo jest tu dłużyzn i nudnych scen. Zdecydowanie lepsza była pierwsza część tej trylogii „Do zobaczenia w zaświatach„.
Kolory to bardziej spin off niż dalszy ciąg. Mnie się całkiem podobały, ale fakt, trzeba kupić konwencję. Bez tego może być ciężko. Natomiast to coś zupełnie innego niż Do zobaczenia w zaświatach, z tym się zgodzę.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Tak. I nie zmienia to niczego, bo trzecią część też przeczytam 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Nawet nie wiedziałam, że jest (choćby w planach).
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Taak, mnie też rozczarowała Madeleine, spodziewałam się większej inteligencji tej postaci, brakowało jej przemyśleń i założenia strategii zemsty. W ogóle to styl raczej skrótowy tej powieści, czasami ocierał się o „czytadło” i oczekiwałam czegoś innego.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
O to to, słaba swoimi bohaterami obyczajówka.
PolubieniePolubienie
W styczniu tego roku ukazała się trzecia część „Miroir de nos peines”, więc pewnie i u nas się ukaże.
PolubieniePolubienie
Przeczytam pewnie ale już nie kupię.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Dobra decyzja.
PolubieniePolubienie