
Jak się sprawa ma z polskimi powieściami kryminalnymi, każdy widzi. Jednym się podobają, innym nie, a jeszcze inni wciąż dają szansę „starym wyjadaczom” i debiutantom, że może tym razem będzie w sam raz. „Wrzask” jest debiutantem Izabeli Janiszewskiej i po tylu peanach skusiłam się i ja. I nie owijając w bawełnę, jestem lekko, a może więcej niż lekko rozczarowana. Ale po kolei.
Historia rozpoczyna się zagadkową śmiercią studentki, którą znaleziono w luksusowym apartamencie. Do akcji niezwłocznie przystępuje ekipa śledcza z Bruno Wilczyńskim na czele. Równolegle do toczącego się dochodzenia, swoje dziennikarskie śledztwo prowadzi młoda dziennikarka Larysa Luboń, która zgłębia temat pewnego sponsoringu. Niewiele trzeba czasu, by drogi obojga przecięły się i chcąc nie chcą zmuszeni okolicznościami, będą musieli ze sobą współpracować. W międzyczasie, wszak powieść liczy 400 stron, poznajemy kilka innych osób, które w różnym stopniu są bardziej lub mnie pomocne w toczącej się historii, ale z całą pewnością mają za zadanie robić tłok, zamęt i mylić tropy.
„Wrzask” aspiruje do kryminału i tutaj pełna zgoda. Jest trup, dochodzenie, policja, osoby podejrzane i niezła intryga kryminalna. Problem tej powieści zaczyna się w ilości poruszanych i wcale niełatwych problemów. A to gwałty, morderstwa, szeroko pojęty sponsoring, niechciane i porzucane dzieci oraz zemsta. I tak naprawdę nie da się pogodzić, a tym bardziej spokojnie przełknąć nagromadzenia tylu złych emocji u wszystkich bohaterów, zarówno pierwszo-, jak i drugoplanowych. Niewiarygodnie i sztucznie brzmią wypowiadane kwestie zarówno policjanta Wilczyńskiego, jak i dziennikarki Luboń. Nie sądzę, by w prawdziwym życiu, tyle zwykłego chamstwa, pogardy i kpin ze wszystkiego i wszystkich miało miejsce, nawet jeśli staramy się zrozumieć motywy takiego postępowania, wszak nieprzepracowane traumy mają swoje konsekwencje.
Szybkie tempo akcji i interesująca intryga kryminalna, oraz zapowiedź dalszego ciągu tej historii, nie są powodem, dla którego sięgnę po tom drugi. Wszak tak opowieść toczy się dalej, ale powodem są dla mnie główni bohaterowie. Porównywanie zaś Luboń do Salander to spore nadużycie.
Dla chętnych.
Czyli dobrze zrobiłam,że tym razem odpuściłam. Mimo polecanki Wojciecha Chmielarza.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Wiesz, ja nie zwracam uwagi na to co poleca pan Chmielarz, bo jakoś nie bardzo mu wierzę w tym temacie 🙂 Ale rzecz jasna każdy z nas ma swoje typy. Co to „Wrzasku”, chyba wszystkim się podoba, no mnie akurat się nie podoba.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
No tak, ze streszczenia widzę, że w dalszym ciągu polscy pisarze wzorują się na innych nacjach, zamiast pisać po swojemu. Tu widzę analogie do Skandynawów – śledczy i dziennikarka (znamy znamy) oraz upchnięcie jak najwięcej innych problemów świata w jednej książce. No cóż, kto nie czytał oryginałów, ten zadowoli się kopią.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Zawsze się dziwię, że w polskich „kryminałach” jest tak dużo wulgaryzmów i chamstwa. Marzy mi się przysłowiowy Jan Kowalski, który z charyzmą i dociekliwością bohaterów Lehane’a, czy Connelly’ego (choćby w 10%) zwyczajnie rozwiążą zagadkę kryminalną.
PolubieniePolubienie
Ach tak? Czyżbyśmy sami siebie określali w sposób chamski i wulgarny? Język potoczny społeczeństwa zawarty jest zwykle w książkach danej nacji. Widocznie autorzy chcą jak najbliżej nas umieścić w środowisku opisywanym.
Ciekawe czy tłumacze też by tak opisywali Polaków? Dobrze, że tego nie czytam, chamstwa mam dość na wysokim szczeblu, wystarczy.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Ja jestem dosyć tolerancyjna, jeśli chodzi o wulgaryzmy, sama potrafię wyrzucić z siebie czasem ostro. Ale w polskich kryminałach to jest norma i to drażni. A jeśli chodzi o tych na wysokich szczeblach, to tym razem przemilczę…
PolubieniePolubienie