
Tłumaczenie: Jan Rybicki
To ostatnia powieść byłego szpiega Jej Królewskiej Mości i znakomitego pisarza. Fani Johna le Carre nie ominą tej pozycji, wszak to dalej jest opowieść o służbach wywiadowczych. By było bardziej ciekawie, cała historia wydarzyła się w Wielkiej Brytanii w trakcie przygotowań do brexitu i prezydentury Donalda Trumpa. Piszę o tym, ponieważ jest do istotny punkt i zawiązanie akcji w trakcie tych wydarzeń.
Oto czterdziestosiedmioletni agent wywiadu, Nat, po wieloletniej szpiegowskiej służbie, wraca do kraju i na koniec dostaje do obsługi mało istotną agencję, parającą się rozpracowywaniem agentów obcych mocarstw, żywotnie zainteresowanych tym, co dzieje się w Wielkiej Brytanii. Jednocześnie, Nat jest wielbicielem i bardzo dobrym graczem w badmintona. Bywa w odpowiednim klubie, bryluje i przewodzi w klubie oraz systematycznie gromi swoich boiskowych przeciwników. Gorzej sprawa ma się w agencji szpiegowskiej, gdzie wiele rzeczy nie wydaje się tymi, którymi są, a nowy rywal w badmintona naszego szpiega, budzi u nas dzwonki alarmowe i zaczynamy doszukiwać się ciekawej intrygi.
I w zasadzie to by było na tyle, jeśli chodzi o „Agenta w terenie”. Nie napiszę, że jestem oczarowana, bo czuję lekki niedosyt, by nie powiedzieć rozczarowanie. Oczywiście, cykl powieści z George Smileyem jest według mnie znakomity, więc trudno nawet porównywać te książki, ale odnoszę wrażenie, że le Carre skupił się zupełnie na czym innym. Mało tu pracy wywiadowczej, nacisk położony został na nieszczęsny brexit i widać wyraźnie, że bohater, bohaterowie, a więc i jego twórca nie są z zadowoleni z kursu, jaki obrała ich ojczyzna. Pogardzają rządzącymi, nie znoszą Trumpa, a wszystko idzie nie tak, jak by chcieli.
„Agent w terenie”, to nie akcja i reakcja, bardziej rozmowy, złość i chęć solidnego dokopania „swoim”, za idiotyczne rządy, za Trumpa i za brak szacunku dla tych, którzy całe swoje zawodowe życie przepracowali dla kraju, narażając własne życie. Stąd też, podejrzewam, taki, a nie inny finał tej historii, który szczerze mnie rozczarował.
I tak się sprawa ma z „Agentem w terenie”.