
Tłumaczenie: Krzysztof Cieślik
Debiutancka powieść Douglasa Stuarta, według niego samego mająca w sobie sporo autobiograficznych wątków, jest opowieścią o miłości syna do matki i ogromnej samotności dziecka zmagającego się problemami, jakie winny być udziałem dorosłych. To historia o wyniszczającym alkoholowym nałogu matki i odwróceniu ról w dysfunkcyjnej rodzinie. Ale by poznać Shuggiego Baina, poczuć smród przetrawionego alkoholu i zrozumieć sytuację bohaterów tych pierwszo- i drugoplanowych, trzeba przenieść się do Glasgow lat 80 XX wieku, gdzie świat górników i ich rodzin dosłownie rozpada się w pył, jak jeszcze niedawno wydobywany przez nich węgiel, za sprawą decyzji ówczesnej premier, Margaret Thatcher.
Tak smutnej i przygnębiającej powieści, dawno nie czytałam. I w zasadzie chodzi tu o Agnes, matkę Shuggiego, pogrążoną w chorobie alkoholowej, której żadne marzenia się nie spełniły, a kolejni mężowie i później przypadkowi mężczyźni stają się przydatnym dodatkiem do kolejnych puszek z piwem. Bo to Agnes Bain staje się główną bohaterką tej książki, to wokół niej rozgrywają się dramaty rozpisane na trójkę dzieci i nią samą. To nie Shuggie Bain powinien być w tytule książki, choć to jemu kibicujemy, dzielimy jego rozpacz i miłość do matki. Konsekwencje utraty zarobków, nałogów rodziców i absolutnej beznadziei dotykającej całe górnicze osiedla, są niezwykle poruszające. A jeśli do tego wszystkiego dodamy wielką samotność małego Shuggiego, permanentny strach o matkę, wyalienowanie z grupy rówieśniczej z powodu seksualności, to obraz małego Baina rysuje się w czarnych barwach.
Książka Douglasa Stuarta słusznie doceniona i nagrodzona, rzeczywiście pozostawia po sobie doznanie wielkiej społecznej niesprawiedliwości i przykrości. Tyle tylko, że takich historii spotyka się wszędzie, tuż za rogiem, u sąsiada, czy trochę dalej za miedzą. Mnóstwo tu emocji, złych i dobrych, ale w samej książce zbyt drobiazgowo rozpisanych. Bo czyż tak naprawdę interesuje nas ile Agnes dziennie wypija piw, czy wypala papierosów. Nas boli głód dzieci, nędza i kompletny brak zainteresowania odpowiednich urzędów – byle w tabelkach się zgadzało. Z pewną premedytacją zanurzamy się w bagno górniczej rodziny, a właściwie całych rodzin, kibicujemy tym, którzy usiłują o własnych siłach się wydostać i kiwamy ze smutkiem, jeśli się nie udało.
Bardzo dobra książka, napisana wspaniałym językiem i takoż przełożona. Ale nie wiem, czy drugi raz byłabym w stanie ją przeczytać. Zbyt szczegółowa szczegółami powielanymi na kolejnej stronie oraz historia ludzi tak dołująca i beznadziejna życiowo, że momentami aż nierzeczywista. Ale bardzo polecam.
Jedna myśl na temat “Shuggie Bain – Douglas Stuart”