Powieść kryminalna Kjella Oli Dahla.
To jest historia pewnego śledztwa, poprowadzonego przez inspektora Gunnarstrandę i jego przybocznego, Franka Frolicha. Wszystko zaczyna się wtedy, gdy po imprezie w ośrodku dla narkomanów, znika bez śladu jedna z osób tam bawiących się. W kilka godzin po zniknięciu, zguba odnajduje się w okolicznościach dramatycznych i od tego momentu, na scenę wkracza policyjny duet Gunnarstranda & Frolich, a my mamy przyjemność uczestniczyć w niewiarygodnie żmudnym śledztwie. Mnóstwo zadanych pytań przez prowadzących śledztwo i jeszcze więcej odpowiedzi prowadzących do nikąd, a często gęsto kłamliwych i celowo wprowadzających w błąd policję. Czytelnik natomiast jest w tej komfortowej sytuacji, że wie doskonale kto kłamie, tylko jeszcze nie wie, dlaczego.
Można śmiało powiedzieć, że to jest powieść o zbrodni, generującej następne, oraz o poszukiwaniu klucza wytrychu, który pozwoli uchylić rąbka tajemnicy i wyjaśnić ciemną stronę ludzkich zachowań. Bo oprócz typowego kryminalnego wątku, autor dzieła stara się coś powiedzieć o norweskim społeczeństwie i prawach nim rządzących. Czy to mu się udało, to już jest inna historia.
W trakcie lektury książki, uderzyła mnie cisza i czystość panująca w tej historii. Nie tak dawno, ubolewałam nad muzyką i sportem, alkoholem i różnymi zapachami wylewającymi się z kart powieści takich czy innych. I nagle okazuje się, że taka sterylność w książce jest męcząca, a nawet zła dla czytelnika. Miałam nieodparte wrażenie, że rzecz dzieje się w oderwaniu od rzeczywistości, w dźwiękoszczelnym pomieszczeniu jakiegoś laboratorium, do którego wgląd ma tylko dwóch policjantów i czytelnik, a reszta osób dramatu, to umieszczona pod okularem mikroskopu mieszanina związków i zależności. Prawie pół tysiąca stron pytań i odpowiedzi, odpowiedzi i pytań, zero akcji i przyśpieszeń, dialog policji ze świadkami i odwrotnie, a na koniec, kiedy już konwersacja przesłuchujących z przesłuchiwanymi dobiegnie końca, zagadka przestanie być zagadką.
W chwili, kiedy spojrzałam na okładkę książki, zakiełkowało we mnie podejrzenie, że nie powinnam brać się za czytanie tego dzieła ( przykład okładek książek i samych książek Thomasa Kangera i Jana Seghersa, niestrawnych dla mnie) powinien dać mi do myślenia, niestety nie dał. Według mojego bardzo subiektywnego zdania i spojrzenia na tę książkę, twierdzę, że to nudna powieść, niczym praktycznie nie różniąca się, od czytania dajmy na to beznamiętnych i wypranych z wszelkich emocji akt śledczych pierwszej lepszej sprawy o morderstwo, z komendy policji na przykład Oslo, Warszawy, czy Koziej Wólki. Niestety, nijak do moich odczuć, mają się zachwyty gazet, cytowane w ramach reklamy, ot choćby ta :
„Kjell Ola Dahl potrafi stworzyć doskonale przemyślaną, wciągając intrygę i żywe, realistyczne postaci. Łączy klasyczną ‚dochodzeniówkę’ ze współczesnymi elementami obyczajowymi i mistrzowskim językiem”.
„Bärgslagsbladet”
Może też być tak, że powieść znajdzie swoich wyznawców wśród tych czytelników, którym po drodze z Kangerem i Seghersem, bo to chyba ta sama półka, niestety ja trzeci raz na nią wlazłam i trzeci raz przez pomyłkę.