Nie gaś światła – Bernard Minier

nie_ga_wiata_bernard_minier_recenzja

Tłumaczenie: Monika Szewc-Osiecka

Martin Servaz, komisarz policji kryminalnej, humanista i wielki miłośnik Mahlera, zostaje złamany przez naczelnego psychopatę Francji. Przebywa w ośrodku dla osób w głębokiej depresji, poddając się długofalowemu leczeniu. Odwiedzany przez wąski krąg ludzi, stroniący od depresyjnych współtowarzyszy niedoli, nielubiany przez nich i vice versa, rozpamiętuje przeszłość, nie widząc dla siebie przyszłości. Tymczasem komuś się śpieszy i ponaglając opieszały los dostarcza choremu komisarzowi przesyłkę z przedziwną zawartością.

W innym miejscu, ale mniej więcej w tym samym czasie, młoda dziennikarka Christine Steinmayer doświadcza zstąpienia do piekieł. Krok po kroku, małymi etapami, ale z żelazną konsekwencją, jest izolowana w swoim środowisku, by na koniec odejść z pracy z etykietą niezrównoważonej psychicznie i emocjonalnie wariatki. Kompletna izolacja, zniszczone życie prywatne i zawodowe – oto obecna Christine S., idealna kandydatka na samobójczynię.

Bernard Minier funduje nam operę w trzech aktach, w trakcie której dopada nas diabelski rollercoaster, wybitnie grający na emocjach. Nie bez kozery pisarz umieszcza akcję powieści w Tuluzie. Po siarczystej zimie w „Bielszym odcieniu śmierci”, uniwersyteckim dusznym „Kręgu„, przyszedł czas na prawdziwe, nie wymyślone miejsce, w którym teatr Capitole i ośrodek francuskiego przemysłu kosmicznego będą miały swoje partie solowe w powieści.

Motywem przewodnim jest tu sztuka manipulacji i pozycja kobiety w świecie zdominowanym przez mężczyzn. To powieść o władzy i dominacji silniejszych nad słabszymi, o katach i ofiarach, gdzie role dynamicznie i niespodziewanie mogą ulec odwróceniu. Powieść pisana niemal filmowymi scenami, z różnym natężeniem lęku i obawy o bohaterów, od początku do końca trzyma za gardło. Mimo że nie ma tutaj spektakularnych zwrotów akcji i fabuła jednotorowo z dwójką bohaterów zmierza prosto do finału, to i tak od napięcia kręci się w głowie. Oczywiście można pokusić się o porównanie Miniera z Pierrem Lemaitre, czy Gillian Flynn, w kontekście podobieństw fabuły z manipulacją psychiczną, ale to są thrillery i wszystkie chwyty dozwolone.

Bernard Minier nie zawodzi swoją trzecią powieścią. Powiem nawet, że dzięki wycofaniu komisarza Servaza na tyły, „Nie gaś światła” bardzo zyskuje i jest o wiele lepsze niż z komisarzem w roli głównej.

Trzeba.

//

 

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s