Moja znikająca połowa – Brit Bennett

Tłumaczenie: Jarek Westermark

Książka okrzyknięta literackim wydarzeniem roku 2020 w USA, plasując się w pierwszej dziesiątce najlepszych książek minionego roku, według „The New York Times”. Tylko, że umówmy się, lista bestsellerów „NYT” jest wyjątkowo pojemna i co druga pozycja wydawnicza, publikowana w Polsce, szczyci się tym osiągnięciem. Czy zasłużenie, czy nie, to już zostawiam do indywidualnej oceny. No cóż, zaliczam się do tych, którym „Moja znikająca połowa” podobała się w bardzo umiarkowanym stopniu, by nie powiedzieć, że w ogóle.

Pomysł na fabułę ciekawy. Oto w Luizjanie, w miasteczku Mallard, zbyt małym, by umieścić go na mapie, żyje czarna społeczność o niemal białym kolorze skóry. Mieszkańcy bardzo pilnują się, by tak zostało, bo choć zasada jednej kropli krwi ich dotyczy, to mlecznobiały kolor, pozwala kreować namiastkę bycia białym. To w Mallard w roku 1938 na świat przyjdą siostry bliźniaczki, by szesnaście lat później uciec do dużego miasta i rozpocząć życie na własnych warunkach. Ich drogi się rozchodzą, jedna z nich wchodzi w rolę kobiety białej, wychodzi za mąż, zostaje matką i na całe dekady znika z życia swojej rodziny i znajomych. Druga z sióstr, też wychodzi za mąż, również zostaje matką i po kilku latach wraca do rodzinnej miejscowości.

Temat rasizmu w USA, czy to w kinie, czy literaturze jest stale obecny, a historia wtopienia się przez kobietę zaliczaną do czarnoskórej mniejszości w społeczność białej większości, interesujący. Tyle że ta opowieść podana jest w zbyt prostej, by nie powiedzieć siermiężnej formie. Jak biały człowiek, to bogaty i szczęśliwy, jak czarny, to przemoc domowa, bieda i ogólne poniżenie. Ale to nie jedyny mój zarzut, bo autorka „Mojej znikającej połowy” wrzuca na karty książki, nie tylko problem segregacji rasowej, ale też problem tożsamości seksualnej, a więc LGBT i walki o prawa mniejszości, czy problem przemocy domowej, dużo zasygnalizowanych problemów, jak na jedną powieść. Wątki ze sobą splatają się i rozplatają, a wszystko to podane w formie przeskoków czasowych, z jednej dekady do drugiej, od jednej bohaterki do drugiej, zbyt przaśnie i łopatologicznie.

Bohaterowie książki Brit Bennett, a trochę się ich przewija, są dla mnie dość jednowymiarowi. Autorka nie poświęca im wiele czasu, prześlizgując się ledwie po ich historiach. Jedni byli kłamcami, inni mogliby służyć za przykład swoim postępowaniem, jeszcze inni byli inteligentni i pracowici, za to kolejni uparci i zepsuci. I oczywiście sporo szczęśliwych zbiegów okoliczności, jakie dotykają bohaterów, co wyraźnie zgrzyta w tej opowieści. Literacka fikcja, ocierająca się o bajkę dla trochę starszych dzieci.

Bardzo taka sobie.

3 myśli na temat “Moja znikająca połowa – Brit Bennett

Dodaj komentarz