Tłumaczenie: Regina Gromacka
Występ komika Dowale Grinsztajna w formacie stand-up comedy, który w swoim 57-letnim życiu zaliczył niezliczoną ilość podobnych spektakli, zapowiada się jak zwykle. Ale to pozory, bo oto na występ zaproszony zostaje były sędzia, który w latach szczenięcych przyjaźnił się z naszym bohaterem. I cóż takiego może się zdarzyć na typowym, ledwie 1,5 godzinnym spektaklu-monologu, w którym komik będzie sypać dowcipami, bawić do łez publiczność niewyszukanymi dykteryjkami, wciągać ich do zabawy, by za chwilę znów stać się solistą na pustej scenie? Zapowiada się udany wieczór. Ale będzie to zupełnie inny stand-up, niż dotychczas. Główny aktor ma bowiem plan, który z premedytacją wprowadza w czyn i który nie dla wszystkich zakończy się dobrze.
Plan Dowale Grinsztajna to swoisty mówiony testament, wiwisekcja życia ze szczególnym uwzględnieniem pobytu na obozie dla chłopców. Bo to, co się wówczas wydarzyło oraz sposób, w jaki swoim słuchaczom teraz o tym opowiada, ścina krew w żyłach. No i jest jeszcze sędzia, osobiście zaproszony przez naszego Dowale. Nagle narracja zaczyna przebiegać dwutorowo, monolog-spowiedź podstarzałego komika i wewnętrzna spowiedź głównego gościa, który dopiero teraz zaczyna pojmować rozmiar tragedii przyjaciela i jednocześnie uzmysłowić sobie własną samotność.
Lektura „Wchodzi koń do baru” dostarczyła mi nieprawdopodobnych emocji i wzruszeń. To diabelski młyn ze wstrząsającą autoanalizą bohatera i rozliczeniem z przeszłością. To wciąż obecny w życiu Izraelczyków Holokaust, dotykający już drugie pokolenie. To również samotność chłopca, który bardzo kocha swoich rodziców. Niemal cała publiczność wyszła oburzona przebiegiem występu. Ja zostałam do końca i nie żałuję.
Koniecznie.
//
Jedna myśl na temat “Wchodzi koń do baru – Dawid Grosman”